czwartek, 16 sierpnia 2012

Już mnie nie rusza ta treść, ale ładna rada...


On nie powróci już
Więc szkoda twoich łez
On nie powróci już
Marzeniom połóż kres
Cierpienie czas ukoi
Tęsknotę uspokoi
Złóż skroń na piersi mojej bądź przyjaciółką mą
On nie powróci już
Choć miłość twoja trwa
On nie powróci już
Nie czekaj ani dnia
Choć serce z bólu kona
Wzgardzona i szalona
Otwiera swe ramiona tym wszystkim, którzy chcą
Tkliwe pieszczoty, ramion oploty
Dni dawne pełne szczęścia i prostoty
Wszystko stracone
Wszystko skończone
Jak teraz uciec od męki i gdzie?

[HENRYK WARS]

I takin' back my heart...


 I'm all through with lovin' you
Wasting my precious time on you
Gonna walk away, walk out,
Kiss this love goodbye
Ain't no words you're gonna say
Gonna change my mind
I don't deserve all the hurt,
Won't put up with the pain
Been too many lies baby,
Too many games
So I'm taking back my heart
Takin' back my heart, yeah
Repossessin' my affection
Takin' back my heart
Because baby, baby, baby
Don't belong to you no more
What did I ever see in you
How could I be so blind a fool
Gonna walk away, walk out,
Take my love and leave
Gonna save it up for somebody
Who really loves me
You don't deserve me around,
And now I'm gonna go
Kiss me goodbye baby,
I'm out the door...

[CHER]

środa, 15 sierpnia 2012

You'll see... now... You saw

 
Uśmiecham się tak inaczej i wierzę w co innego... I jaśniej tak jakoś... I sensu w tym wszystkim jakoś więcej...
Na razie nic więcej nie napiszę bo się boję myśli nazwać.
Ale zdecydowanie mogę powiedzieć... You saw...

Madonna:

You think that I can't live without your love
You'll see,
You think I can't go on another day.
You think I have nothing
Without you by my side,
You'll see
Somehow, some way

You think that I can never laugh again
You'll see,
You think that you destroyed my faith in love.
You think after all you've done
I'll never find my way back home,
You'll see
Somehow, someday

czwartek, 19 lipca 2012

Analiza rozprawy nr 2?

Już po niej. I po zeznaniach moich i naszych koleżanek. I Romy. Niektóre zeznania mimo tego, że zażyte leki okazały się bardzo skuteczne, ściskały moje gardło... Przypomnienie jak organizowałam mu Dzień Ojca, urodziny i jaka byłam śmieszna w tym swoim zakochaniu... wycinaniu serduszek i całowaniu lustra w windzie przez małe usteczka mojej uszminkowanej Dominiki... Przewracał oczami i fuczał pod nosem. Nieprawdopodobne. Zapomniał czy udawał? Nie zgodziłam się na 5 tys. alimentów na Dziewczynki i mieszkanie w 70% przepisane na nie. Uznałam, że chcę bardziej jego WINY na papierze niż zabezpieczenie Dziewczynek w postaci kawałka mieszkania, w sprawie którego będę musiała się z nim bujać życie całe... Tak. Uznanie winy to jest to na czym mi zależy. On nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że miałby mnie z głowy gdyby przyszedł do mnie i powiedział mi to tak po prostu... Ja to chcę usłyszeć... po to też, żeby zaakceptować te ostatnie 10 lat i zamknąć ten czas na klucz. Żeby się oczyścić i, żeby mieć na papierze niejako potwierdzenie, że moje przeczucia i lęki nigdy mnie nie zawiodły. To ja zawiodłam je tłamsząc w sobie ich wołanie.

Byłam z Dziewczynkami nad morzem... polskim... w jego apartamencie... Ależ trzeba być dupkiem żeby 40 metrów nazywać apartamentem... I jakim biednym, małym chłopcem... chyba, tak naprawdę... niekochanym przez mamę, skoro takim zakompleksionym... Pogoda nie była fajna. Deszczowa. I leżałyśmy z anginą na antybiotykach. W łóżku była też koleżanka Niki, którą zabrałam na te wakacje. Drogo tak nieprzyzwoicie, że nie wiem czy nie lepiej siedzieć w domu... Ale koniki w Rzucewie...obłędne! Nowy Właściciel stajni zamkowej jest wymagającym trenerem i podszkoliłam się nieprawdopodobnie! Nawet ten mój maluszek sam już kłusuje cmokając na konia jak perfekcyjna jokeyka!

Ale jak napisał mi, że "wyłudziłam pianino od jego taty i, że sprawiłam, że Dominika myślała, że go porwali, i, że nigdy nie szanowałam jego i jego pracy" to pół dnia chodziłam jak w malignie. Już nie z miłości i nie z bólu. Ale z otępienia i ze strachu, że ojciec moich dzieci ma coś z głową... Naprawdę obawiam się, że troszkę się pogubił. I boję się. I odczuwam taki dziwny rodzaj współczucia. Osoba totalnie słaba grająca całe życie twardziela traci wszystko na czym swoją złudną moc zbudowała... pracę, opinię, rodzinę, pieniądze... od tego można zwariować... rynsztok pełen jest byłych biznesmenów...

Odpisałam... 

"Dzieci z rozbitych rodzin myśli o porzuceniu, porwaniu i opuszczeniu mają wpisane w życiorys więc w swojej wszechwiedzy zerknij w mądre książki i nie histeryzuj bo zafundowałeś im to osobiście. Z pianinem słów szkoda... I zajmij się proszę swoją andropauzą żeby pokój nauczycielski w szkole Dominiki nie nabijał się z jej przekwitającego taty rwącego nauczycielkę"... z tym ostatnim to chciałam zadać bolesny cios... i wyczekałam moment. 

I dalej...

"Chciałabym raz na zawsze wyjaśnić sprawę mojego szacunku do Ciebie i twojej pracy... Nie znasz nikogo kto miałby większy szacunek do drugiego człowieka niż ja miałam do Ciebie i Twoich potrzeb. Dziś wiem, że to był błąd... ale tak było i nie zdejmie z Ciebie winy za obecną sytuację zaprzeczanie faktom. Najważniejszy dyplom w swojej karierze masz również dzięki mnie... obudź się i nie bądź śmieszny. Jak podaje literatura fachowa... naturalną sprawą dla jednostek słabych moralnie, a taką zawsze byłeś... jest... przy tym poziomie winy i zadanego okrucieństwa... budować swoją rzeczywistość... jako sposób na przejście tej sytuacji... Rozumiem to już. Ale nie gadaj już o tym szacunku bo żałosne to i słabe strasznie... nie staraj się zostać w mojej pamięci jako burak. Wystarczy, że jesteś zagnieżdżony jako ladacznica."

Uważam niebezpodstawnie, że niezła ze mnie literatka:)


niedziela, 10 czerwca 2012

Wytapetowalam sypialnie...

I czekam az ta tapeta wyrzuci go z tej sypialni i z mojej glowy. I czekam az przestane czekac. Jego plyty sa juz w wozkowni i bede chciala zagospodarowac czyms jego biurko...
Tajemnica jest dlaczego nie zabral swoich rzeczy...i oprocz tych powodow majacych swe zrodlo w moich marzeniach jest tez jeden najbardziej prawdopodobny...znaczenie terenu...osikal niejako SWOJ DOM...

Bylo przezabawnie... Beata ze mna mierzyla, kleila i przymierzala a Basia z Mirka chichraly sie do rana... To wszystko przy winku, piwku i makaroniku... Teraz skonczylam sprzatac. Moje Laleczki Dwie beda zachwycone.

Postanowilam skserowac i schowac gleboko jego pisma procesowe i tym samym zawarte w nich klamstwa i bzdury jasne dzis nawet dla mojej starszej Corci... Kiedys dam to przeczytac Dziewczynkom. Powinny znac ojca.

Moja nowa sypialnia jest cudna...

czwartek, 7 czerwca 2012

Ciagle nie wierze, ze on to robil...

Ciagle nie wierze, ze sms-owal po nocach z domu... Ukrywal sie? W kiblu? Przed kompem? Nasluchiwal jak dzczeniak czy nie nadchodze? Straszne to. Ale nie tylko dla mnie... Z niego czyni to walacha po prostu, dziecko... i to takie niedorozwiniete... I takiego palanta malutkiego... Wstyd mi za niego. Za ta malosc i za ten brak godnosci. Ohyda.

niedziela, 3 czerwca 2012

Pierwszy raz nie moge zasnac...

I mysle jak mozna byc takim draniem bez kregoslupa... Spotkalam sie z naszymi znajomymi...jedynymi wspolnymi... Bardzo chcialam. Dawno nie widzielismy sie a bylismy kiedys bardzo blisko. I on przebieral z nogi na noge chcac jakby jak najszybciej zakonczyc spotkanie. Rzucil pare niemilych uwag. Nie sluchal co odpowiadalam na zadane pytania. Byl dosc znudzony i nazywal to zmeczeniem. Ona...teraz mysle...ciut za bardzo wypytywala o poszukiwania mojej pracy i oboje nie przyjmowali mojego tlumaczenia ze ja nie moge i nie chce pracy, ktora bedzie musiala stac sie dla mnie sensem zycia. Ze nie podejme pracy, w ktorej musialabym pracowac do switu bedac gosciem w swoim domu i w swoim zyciu... Nie chcieli przedluzyc spotkania tlumaczac to zakupami i praca...a spotkali sie wieczorem z Nim... Gdy wczesniej probowalam opisac w smsie takie niemile wrazenie ze spotkania... zadne nie raczylo odpisac. To chyba najbardziej oburzajace. I takie tanie. I male. Ciekawe czy to spotkanie przed druga rozprawa mialo cos na celu... Jestem tym tak wstrzasnieta, ze nie moge zasnac. Tym potraktowaniem mnie tak przedmiotowo... I dlatego chcialabym ograniczyc prawa rodzicielskie Bartka... zeby miec wplyw na zycie moich dzieci taki...zeby takich ludzi w zyciu moich dzieci bylo jak najmniej.

Mysle po dzisiejszych wydarzeniach mocno o odizolowaniu sie od Bartka...z nim blisko niczego nie zaczne na nowo. Kazda taka rzecz bedzie mnie wytracala z tak trudno osiaganej rownowagi... Musze pogadac z prawnikiem. O tym na co czekam i czego sie spodziewam. O tym, ze nie chce czekac u co mige osiagnac. Rozprawa numer dwa nie bedzie ostatnia...ale chcialabym zeby nie byla jedna z pierwszych...

Sama na siebie jestem zla o to, ze tak ciezko to przechodze... Zasiewskich skreslam z telefonu juz. Bartka za chwile. Czuje, ze juz sie dusze ta przeszloscia, ktora za nic w swiecie nie chce stac sie na powrot terazniejszoscia... Choc jeszcze nie umiem nabrac powietrza...respirator juz wyciagaja...

Zastanawiam sie czy powiedziec o tym Bartkowi czy sama starac sie kontrolowac te kwestie... Nika mysli, ze on chce wrocic bo jest "mily dla mnie ostatnio"... Ale co mam zrobic... poklocic sie z nim glosno? W nowej sprawie czy starej? Nie wiem co on moglby zrobic...przeciez nawet klocic juz sie nie chce...
Chce spokoju... Boli mnie glowa...

sobota, 2 czerwca 2012

Fleszarowej "Lato nagich dziewczat"

Przeczytalam. Alez sex kipial wszedzie w tych latach piecdziesiatych... Wyzwolenie. Lato. Luz. Sex. I papierosy. Wszechobecne.I Grand Hotel. Ale nastroj...

Opolski Festiwal 2012

Olek Klepacz i jego teksty... lapia mnie zawsze za serce...

... Kochac Cie to sztuka
Lza o smiechu marzy...
Stary a mlodosci szuka...
Chce byc wszedzie tam gdzie teraz mnie nie ma...

piątek, 1 czerwca 2012

Dzien Dziecka...

Analizuje sobie wlasnie nasze rodzinne knajpiane wyjscie swiateczne...nawet sie nie zdziwil, ze zamowilam kaszanke...nigdy nie jadalam... Wymazal i zapomnial. I nie wspomina. Jestem tlem dzieci. Jakie to smutne... A ja...

Kiedys roza bylam
Lecz nie jestem teraz
Kiedys roza bylam Twoja
Cierniem jestem dzis gdy sie przygladasz mi
Nie kobieta...

Tak jakos Kayah mi sie przypomniala...

Ostatni...

Zatancz ze mna jeszcze raz
Otul twarza moja twarz...
Gdy Ciebie zabraknie
Ziemia rozstapi sie
W milosci trwam
Gdy kiedys odejdziesz nas juz nie bedzie
Siebie nie znajdziesz tez...
W salonie wsrod cieplych swiec juz nigdy nie zbudzisz mnie
Juz nigdy nie powiesz mi jak bardzo kochales mnie...

niedziela, 27 maja 2012

Anioły, których nie ma...

Wilki w radiu Złote Przeboje...

Z Tobą odeszły Anioły
Jest noc w ogromnym domu...
Umierałem i wołałem do nich...
Nie ma nas!
Zostałem sam...

Już rano... i to przeszło rok później...

A w mojej głowie znowu ciągłe rozważania o nim, o mnie, o nas, o naszym... bądź co bądź życiu..., dzieciach, planach, lubieniach i nielubieniach, przyzwyczajeniach, obietnicach, kłótniach, wannach, śniadaniach i filmach, i wakacjach, i zakupach... A ja już myślałam, że to sobie ułożyłam i zapomniałam...

Czy to się kiedyś skończy?

I ta straszna tęsknota do tego żeby mnie przytulił... nawet taki zły i taki niedobry, i taki nieuczciwy... Mocno i długo... żebym mogła wypłakać w niego właśnie te wszystkie łzy jakie mi jeszcze zostały...

I ta obawa, że moi świadkowie powiedzą całą o nim prawdę tak dobitnie, że sąd da nam rozwód już na najbliższej rozprawie... a ja... jeszcze chciałabym się łudzić... I to zmartwienie żeby mu nie było za bardzo przykro z wymienną myślą o tym, że może gdyby to wszystko usłyszał to by zrozumiał...

Przypomnienie sobie tych kłamstw, sms-ów, złośliwości, niezadowolenia, znużenia i tego wyrazu twarzy, kiedy wiedziałam... pokazuje jednak boleśnie, że to nie miało sensu... Jednoczesne zdanie sobie sprawy z tego, że ten człowiek robił to pewnie z powodu wielkiego rozczarowania i wielkiej swej nie szczęśliwości nie pomaga. Ten człowiek, który był wszystkim... tak bardzo się ze mną męczył i taka byłam dla niego niewłaściwa. A ja go tak bardzo chciałam kochać. 
Czy gdybym była inna mogłoby się udać? Czy mogłabym być inna? Lepsza? Właściwsza? I czy byłabym wtedy sobą? A czy warto być sobą skoro jest się wtedy niewłaściwym?

Ewidentnie rozmyślania te zaniżają moją samoocenę.

Jedyny raz pozwolę sobie w tym miejscu (i nigdy więcej) napisać jak bym chciała żeby było...

Chciałabym żeby zrozumiał, chciałabym żeby kochał jak w filmach, chciałabym żeby tak strasznie bał się rozwodu jako formy ostatecznego rozstania, że przyszedłby i prosił, przepraszał i tłumaczył, i obiecywał. Chciałabym żeby chciał być moim mężem nadal. Chciałabym żeby nie wyobrażał sobie życia beze mnie. Chciałabym żeby nie mógł wyobrazić sobie innego faceta przy mnie i żeby ta myśl nie dawała mu spokoju. Chciałabym żeby chciał tak chcieć.

Obojętność jego jednak wobec mnie nie pozwala mi tych myśli nawet zamieniać w marzenie.

Top Trendy 2012

Śpiewa Jula...

"Za każdym razem"

Poza nami jest ta miłość jedna, która nie istnieje bez nas
Ona nigdy nie chce nas rozdzielać, bez niej nie możemy przetrwać
Choć przed nami jeszcze długa droga, pomoże nam ją pokonać
Wiem, że mamy w sobie tyle siły, że się nie poddamy nigdy.

Za każdym razem więcej tych słów, przez które cierpię
Za każdym razem głębiej, ja wciąż wracam po więcej.

Chciałabym być obojętna,
na błędy, które popełniasz.

Ciągle myślę co jeszcze nadejdzie,
Chciałabym wiecznie żyć we śnie,
W którym zawsze będziesz moim księciem,
Prowadzącym mnie za rękę.
Będziesz zawsze chronił moje serce,
Aby czuło się bezpieczne.
Może poczujemy wtedy szczęście,
Kiedy los przed nami klęknie.

sobota, 26 maja 2012

Dwa miesiące od pierwszej rozprawy...

 I dwa miesiące mojego milczenia w tym miejscu...
Naprawdę nie  miałam siły pisać...
W tym czasie moje życie wyglądało jak jakiś europejski dramat osadzony w powojennym półświadku osób knujących, plączących i wbijających noże w plecy w ciemnej uliczce...

Były listy do rodziny o tym jaka byłam zawsze zła i nie wspierająca. I jak teraz ograniczam kontakty z dziećmi, a on przecież taki dobry... uczący, kąpiący, malujący pokój... (bez wspomnienia, że z mojej inicjatywy). Był Dzielnicowy, wyznania uczuć w smsie do nauczycielki z prośbą o przekazanie Dominice tej wielkiej miłości i podziwu, wywoływanie Dominiki z lekcji celem przytulenia... Czułam się osaczona, chciałam uciekać... nie miałam siły nawet słowa napisać...

Teraz się uspokoiło... ale już nie wiem co lepsze. Teraz jest miło, od tygodnia nawet na mnie patrzy, a nie patrzył przeszło rok... Rozmawia ze mną. Choć czuję, że jestem mu obca. Nie wiem nawet czy pamięta, że ze mną był. I to nie pomaga... Bo jeśli on przeszedł już nawet etap złości na mnie i gadać ze mną potrafi jak ze spotkaną sąsiadką w windzie a ja ciągle za nim tęsknię to to jest naprawdę masakra i rozdzieranie serca i mózgu na nowo... i na nowo.... I myślę sobie, że po tym wszystkim... skoro tęsknić potrafię to powinni mnie jakimś prądem porazić w ramach terapii.

Dzień Mamy i Taty w szkole Niki był bardzo ładnym show... z tym, że wierszyki o "kochających rodzicach, z którymi na łąkę pójdę, bo moja rodzinka najlepsza..." rozwaliły mnie na takie kawałki, że cały następny dzień się składałam do kupy leżąc w łóżku z bólem głowy stulecia!

A Malina ostatnio chce ciągle nocować u taty... Oszalała na jego punkcie, albo na punkcie filmów, które jej puszcza... Chyba zatem nie bardzo w tej chwili kogoś ma... skoro tak bez zapowiedzi zabiera do siebie Malinę na noc... Choć nie wiem co ta informacja czy raczej podejrzenie wnoszą w moje życie...

Dziewczynki pojechały z nim nad morze... Migrena i ta pustka zdołowały mnie bardzo. Brakuje mi ich bardziej niż kiedykolwiek właśnie dzisiaj...

niedziela, 25 marca 2012

Ochrona w Tesco zabiera mi kartę kredytową...

Tak!!! I o ironio byłam po zgrzewkę mleka dla Dziewczynek bo spijają je hektolitrami... Zgłosił kradzież karty i ją zablokował. Nie zamknął jej, nie obniżył kwoty do stówki żeby wyświetliło się na terminalu BRAK ŚRODKÓW, tylko zablokował... Musiał wiedzieć, że wyświetli się KARTA KRADZIONA, ZATRZYMAJ KARTĘ.

Wyszedł na wojnę, a on na wojnę wychodzi żeby zabić. A ja jestem wrogiem. Boję się.

Dzisiaj dziewczynkom dał tonę prezentów, byli na obiedzie w ich ulubionej restauracji, obiecał im remont pokoju w jego mieszkaniu.

Nie mam już problemu z tym, że go kocham. Za to jestem wdzięczna. Jednak teraz po prostu się boję. Zmieniłam zamki w drzwiach, hasła w komputerze i na wszelki wypadek uposażonych do moich polis. Teraz to moje siostry.


czwartek, 22 marca 2012

Rozprawa pierwsza...

Złożył pismo procesowe... W dniu pierwszej rozprawy. Chce rozwodu z mojej winy, bo byłam niewierna, nielojalna, nigdy nie byłam wsparciem w ciężkiej pracy i chorobie matki, traktowałam go jak sponsora swoich zachcianek... Co dzień okazywałam mu brak szacunku a co najważniejsze... nie było między nami więzi duchowej! Twierdzi, że zarabiam kilka tysięcy nieopodatkowanych złoty miesięcznie na swojej działalności stylizacyjno - aranżacyjnej. Chce dawać dwa tysiące złoty na dzieci. Napisał, że ma dowody. Też w postaci maila od mojej przyjaciółki. Jestem zdruzgotana. Następna rozprawa 14.06, powołana jest reszta świadków...

Okropne jest to, że przeciw komuś kto był dla Ciebie Centrum Świata musisz się zbroić... bo jego brak miłości może Ci odebrać dach nad głową... i jest mu wszystko jedno co z Tobą będzie i z Waszymi dziećmi...

Ciekawe jak rozwiąże sprawę świadków... Przecież ktoś musi potwierdzić moje zdrady... a ja, ta idiotka... wierna, czekająca i kochająca... Choć to nie tylko ciekawe... Przede wszystkim to strasznie, strasznie smutne, bolące i piekące... Jak przeczytałam to pismo to nie mogłam uwierzyć w to co czytam. Taka zawziętość, taki brak kręgosłupa, takie pójście w zaparte. I taki poziom kłamstw... Jak sobie z tym poradzę? Dzisiaj wbił mi nóż w samo serce.

Muszę go pochować, jak jego matkę, jeszcze za życia... i to całe zło, które na mnie spływa wprost z jego serca, głowy i rąk...

Nie zapytał nawet dzisiaj o dzieci, nie poprosił o kontakt, nie wniósł nawet w piśmie procesowym żeby ustalić z nimi spotkania... Oprócz ostatnich maili, pisanych pod publiczkę, na które nie odpowiadałam nie ponowił pytania o kontakt z dziewczynkami.

Opowiedziałam o całym zdarzeniu bliskim osobom... dostałam mnóstwo słów wsparcia i niedowierzania w taki obrót spraw...


wtorek, 20 marca 2012

Cher już o mnie nie śpiewa!!!

Obojętność jego nie robiła na mnie wrażenia. Kochałam i szukałam tego samego w jego oczach... Ale "Wypierdalaj kurwo!" coś we mnie odblokowało... Wracając dzisiaj ze żłobka robiąc pięciokilometrową trasę odchudzająco - ujędrniającą w butach Easy tone zdałam sobie sprawę, że Cher w słuchawkach już nie o mnie śpiewa! "All or nothing" nawet mnie nie smuci. Jeszcze w zeszłym tygodniu lałyby mi się łzy bez kontroli, bo wiedziałabym, że nie mogę mu tak powiedzieć, bo on chce "nothing". Taka smutna miłość bez wzajemności. A dzisiaj już nie ma miłości! Tak nagle? Jak to możliwe? "The music's no good without you" totalnie nie zrobiło na mnie wrażenia... no może nawet mnie lekko poirytowało. "Love is a lonely place without you" też nie do mnie. Uwolniłam się! Wystarczyła jedna "kurwa" za dużo i jestem wolna. Myślę o tym jak ochronić przed nim swoje dzieci, ale już nie o nim... Dziękuję Boże! O mnie jest tylko "I am strong enough to live without you". I tak niech zostanie!

W czwartek rozprawa. Jutro z odsieczą przyjeżdża moja rodzinka. Właśnie skończyłam sprzątać i jestem taka spokojna... że to właściwa decyzja. I pewność, że nikt nigdy więcej nie będzie mnie tak traktował!

I po tych cytowanych wyżej jego słowach zabrałam dzieci od niego i zamknęłam się na wszelkie z nim korespondencje. Na odchodnym powiedziałam tylko, że pecha ma, że ma Córki, bo chłopaka wychowywałoby mu się łatwiej... mógłby próbować stworzyć go na swoje podobieństwo skurwysyna... przynajmniej byłby szczęśliwy... to cel matki, nie? Zatem zaakceptowałabym to. Natomiast mając Córki - mówię do niego totalnie poważnie - musi je wychować tak, żeby opluwały takich drani jak ich ojciec z daleka, bo to cel ojca, nie? Wyraziłam obawę o postawę jaką przyjmie w procesie wychowawczym. 

Skłamał mnie. Po raz kolejny. Tak się zaczęła ta dyskusja zbawienna zakończona tą cudotwórczą "kurwą". Skłamał mnie totalnie bez sensu, już po wszystkim. Tydzień przed rozwodem. Spokojnym tonem powiedziałam mu, że te jego kłamstwa logiką i bystrością wołają o pomstę do nieba... i, że naprawdę nie powinien z taką wyższością intelektualną spoglądać na wszystkich dokoła, bo jego kłamstwa dowodzą jego inteligencji mocno poniżej przeciętnej:( I w tym stylu jechałam równo po jego kręgosłupie moralnym... o jajach nie wspominając... Obrażałam go każdym słowem w sposób tak logiczny, że poniekąd nie dziwię się, że puściły mu nerwy... Prostak zderzony ze swoim prostactwem. Mogło zakończyć się nie tylko szarpaniem...

Swoją drogą, mogę, wykorzystując fakt, który wpadł mi w ręce z powodu jego misternego choć nieskutecznego a żałosnego knucia, zaszkodzić jego dziewuszce bardzo wymiernie, służbowo. Zastanowię się jeszcze jak słodka będzie moja zemsta.

poniedziałek, 12 marca 2012

Wszechogarniający smutek

Zbliża się rozwód dużymi krokami i każdego dnia uświadamia mi, że to będzie koniec. I powoli zaczyna do mnie docierać, że nic dla niego nie znaczę. Nie wiem co pozwalało mi się łudzić, że jest czy będzie inaczej... Dociera do mnie, że nie patrząc na mnie, denerwując się na mnie gdy o coś proszę nie daje mi żadnych znaków... i nie ma w tym żadnego drugiego dna. Tylko nie patrzy, bo nie widzi. Denerwuje się, bo go drażnię. I choć nie mieści się to w moich standardach to chyba czas to zaakceptować. Że może ktoś Ci kiedyś bliski, nie tylko kiedy indziej być tak daleki, ale wręcz wrogi. I to tak strasznie smuci mnie i tak strasznie boli. I znowu płaczę. Poza tym, jak nie płaczę to mam taki smutek wypisany na twarzy, że głupio mi iść między ludzi. Taki smutek, taką miłość i takie rozczarowanie. Całą moc swoją włożyłam w to, żeby dzieciom było łatwo przez to przejść. I tak jest, (przynajmniej póki co...) Wika w ogóle nie pamięta, że on kiedyś z nami mieszkał a Nika mówi, ze to dobrze, że się rozwiedziemy, bo będziemy mieli możliwość znów z kimś się ożenić... I tak stworzyłam Demona!!! Tylko ja radzę sobie z tym coraz mniej podważając prawdziwość tego związku w ogóle... I wiem, że będzie lepiej, że się poukłada, że się wyprostuję, że zapomnę... ale teraz tak boli, że nie widzę nic innego poza tym bólem. Ta jego obojętność wobec mnie, samozadowolenie, mur jaki postawił między nami to ciągle nie mieści mi się w głowie, ciągle myślę, że wydarzy się coś, co pozwoli mi to zrozumieć, że się obudzę i wszystko będzie jak kiedyś. Poza wszystkim myślę, że nie zasłużyłam sobie, że nikt nie zasłużył sobie na takie odcięcie i takie niezauważanie, i taką obcość. Tak się pomyliłam? Chciałabym usłyszeć kiedyś "przepraszam, wiem, że strasznie bolało". I jeszcze chciałabym usłyszeć, że to nie była gra przez cały czas, tak jak jego zachowanie obecnie wskazuje..., że nie było tak, że poczuł moc i się wreszcie uwolnił, bo wcześniej się nie składało... Chciałabym wiedzieć, że był taki moment, w którym mnie kochał. Nie wiem po co mi to. Może chciałabym znaleźć jakieś uzasadnienie dla swojej miłości i wiary i pokładów wybaczania...

piątek, 9 marca 2012

Dzień Kobiet...

Zaowocował szampanem z truskawkami...
I rzewnymi, starymi, polskimi hiciorami z Foggiem i Ordonką na czele... (w gronie kobiet rzecz jasna)

To ostatnia niedziela
dzisiaj się rozstaniemy,
dzisiaj się rozejdziemy
na wieczny czas.
To ostatnia niedziela,
więc nie żałuj jej dla mnie,
spojrzyj czule dziś na mnie ostatni raz.


Będziesz jeszcze dość tych niedziel miała,
a co ze mną będzie - któż to wie...


To ostatnia niedziela,
moje sny wymarzone,
szczęście tak upragnione
skończyło się. 

FOGG MIECZYSŁAW


Szczęście raz się uśmiecha 
jeden raz tylko dłoń podaje
Gdy okazję tę ominiesz toś przepadł, to już zginiesz... 
Bo szczęście przyszło - mogłeś je mieć!

ORDONKA



A potem były wiersze...  i wierszowane piosenki:)

Bo ja jestem proszę Pana na zakręcie
Moje lewo to jest Pańskie prawo

OSIECKA/JANDA


Zatrzymaj mnie
Jeszcze pora
Jeszcze jest dzisiaj, nie wczoraj
Zatrzymaj mnie
Jeszcze pora
Przeczuj, że cały mój chłód grą
Jest jeszcze dzisiaj, nie wczoraj...
I może będzie jutro...

KOFTA


Ty jesteś ta sama
Tak piękna jak wtedy
Gdy było do siebie nam bliżej niż blisko
To było niedawno,
A mówi się KIEDYŚ
Już tylko się znamy. To wszystko.

KOFTA

Nie wiedziałam, że się serca tak ostudzą
Uwierzyłam, że umiera się parami


OSIECKA


Tak bałeś się miłości mej
A ja kochałam Cię mniej
Wystarczył mi Twój uśmiech i obecność . I więcej nic.
Poszedłeś sobie któregoś dnia. 
W tę stronę, gdzie los Cię niósł
I chociaż wziąłeś ze sobą płaszcz...
To w szafie był jeszcze gwóźdź...

... Ze ściany wyjęto gwóźdź...

Została pewność, że gwoździa ślad 
przedwczoraj jeszcze tam był...

KOFTA

Dopóki wierzysz we mnie miła
W tym jest moja wielka siła
Wszystko byś mi wybaczyła
Tylko jednaj rzeczy nie
Mogę wściec się i utytłać
Paść na mordę, bylem wytrwał
Byle małych świństw gonitwa
Nie wciągnęła mnie

KOFTA

Nie... nie możesz teraz odejść
Bierzesz mi ostatnią wodę
Żar pustyni pali mnie
Bezlitosna płowa pustka
Mam spękane suche usta
Pocałunek mój to krew
Nie... nie możesz teraz odejść
Jestem rozpalonym lodem
Zrobię wszystko tylko bądź...
Bądź, zostań jeszcze chwilę, moment
Płonę... płonę... płonę...płonę
Zimnym ogniem czarnych słońc...
Nie nie możesz teraz odejść
Popatrz listki takie młode
Nim jesieni rdza i śmierć
Nie... nie możesz teraz odejść
Póki cała jestem głodem
Twoich oczu, dłoni twych
Mów, powiedz, że zostaniesz jeszcze
Nim odbierzesz mi powietrze
Zanim wejdę w wielkie nic...
Bądź proszę Cię na rozstań moście
Nie zabijaj tej miłości
Daj spokojnie umrzeć jej 

OSIECKA/BANASZAK

czwartek, 8 marca 2012

Zaproponowalam mu sex...

Troche moze mnie tlumaczyc wielomiesieczny post... A troche na pewno kipiacy seksem Sponsoring obejrzany wczoraj w kinie... Ale nie chcial... Bo "pozwem zadalam mu cios a teraz chce z nim uprawiac sex i to wynaturzenie". Nie komentowalam jego wynaturzen. Ale pamietajac, ze mnie chociaz bylo w tym wzgledzie bardzo dobrze z nim wlasnie to pomyslalam, ze moze bedzie chcial tak bez emocji... fizycznie... Ale nie chcial. Widac uduchowiony jest teraz. Moja Pani Adwokat pyta czy ja chce tego rozwodu skoro go kocham... Ale ja chce tego rozwodu wlasnie dlatego, ze go kocham... I wiem, ze on nie kocha mnie. I musze z tym zyc. Zyc dalej. Zatem odciac go musze od siebie nawet tepa zyletka...

sobota, 3 marca 2012

Ten ból odbiera oddech...

I choć brzmi to dość patetycznie to tak właśnie jest... Boże... jak bardzo nie mogę oddychać... Ponoć mieszkają razem... I fakt, że może zasypiać przy kim innym po prostu jest nie do zniesienia!!! Nie wywołuję tych myśli specjalnie... Nie karmię się nimi, nie pielęgnuję. Same czasem napływają i zaraz po tym przypływie słyszę moje pękające serce, które wali o podłogę. Ile razy jeszcze może pękać na nowo? Ten rozwód mnie zabije. Ile łez jeszcze mogę wylać? Zdarza się, że żałuję dzisiaj, że złożyłam pozew, bo zbliża się dzień, po którym już nie będę mogła mieć nawet tej głupiej nadziei. Boże jakbym chciała żeby mnie kochał, żebym mu ufała, żeby mnie przytulił tak jak zawsze. Żeby mnie przeprosił. I żeby mnie błagał. I zła jestem na siebie o ten rozwód, bo utnie możliwość, że to się kiedyś stanie... W przeciwnym razie mogłabym czekać... Ale nigdy nie błagał i nigdy nie przepraszał... za wyjątkiem tych kilku razy na początku. Dlaczego ja po takim czasie ciągle mam nadzieję? Na co? Nawet jednym spojrzeniem nie pozwolił mi na to... Jutro wracają dziewczynki. Teraz są u niego. A ja mogę sobie płakać bez skrywania się po kątach... Klawiatura komputera może przyjąć dużo wody?

A miało być tak pięknie
Miało nie wiać w oczy nam
I ociekać szczęściem
Miało być sto lat... sto lat
A miało być tak pięknie
Miał się nam nie kurczyć świat
Ale przede wszystkim miało być sto lat... sto lat

Happysad też o mnie oczywiście...

Rozwód ostatecznie udowodni mi, że nie zrobi nic żebym nie odeszła... a ja tak bardzo chciałabym żeby było inaczej. Chciałabym, żeby on jej nie dał odejść w tej piosence... Ale chyba potrzebny mi taki arktyczny prysznic. Nie mogę marzyć o życiu. Muszę żyć marząc.I tu pojawia się myśl, ze przecież po rozwodzie też jeszcze kiedyś, potencjalnie... możemy być razem... Kayah ma taką piosenkę, w której mówi, że wolałaby żeby miał inną niźli miał zginąć, bo "zawsze mogłabym dzwonić gdyby było ze mną źle, on by słyszał tylko tajemniczy szept"... Chyba jednak wolałabym żeby zginął. Mogłabym żyć w swoim świecie swojej wielkiej miłości. Nie musiałabym się zmierzyć z niekochaniem. Zetknięcie z losem myślę jest łatwiejsze... Kolejna część tej piosenki jest jednak mi bardzo bliska...

Ze łzami na powiekach w kłębek zwinę się jak kot
a ta co mieszkała we mnie
po cichutku wyjdzie stąd
nigdy już nie będę nią bez jego rąk.

Jest tyle przecież słów,
których jeszcze mu
nie zdążyłam powiedzieć

Muszę znaleźć pracę. Moje internetowe pomysły dotyczące stylizacji nie bardzo wyglądają na potencjałowe... Boję się trochę korporacji, bo uwierzyłam już, że będę inaczej żyć, ale chyba naprawdę najlepszym wyjściem jest firma farmaceutyczna... na tym się znam... w tym mam doświadczenie, w tym byłam dobra. Będę miała kontakt z ludźmi, auto i te wszystkie bajery. Muszę zaczekać do pierwszej rozprawy i podjąć decyzję... Wspominałam Bartkowi, że nie mając mieszkania nie zostanę w Warszawie. Zarzuca mi, że pozbawię go codziennych kontaktów z dziećmi. Fajnie, że tak się nauczył je kochać, że chce je codziennie. I, że ja codziennie będę go widzieć... Może kiedyś się o mnie chociaż niechcący otrze... A może to będzie tak, że to ja poznam kogoś niebawem, otworzę się, zakocham, rozkocham, będę miała motyle... i to wszystko inne... Nie bardzo potrafię to sobie wyobrazić dzisiaj... ale może się zdarzyć, nie? Nie wyobrażam sobie żadnego faceta mówiącego mi, że wie lepiej, wpieprzającego się w moje życie, w to, co kupuję, piję, robię. Ale nigdy nikomu też nie dam już tyle ile dałam jemu. Nikt już nigdy nie dostanie mnie tak dużo. Czyli wracam do punktu wyjścia... wiem dziś, że część mnie na zawsze zostanie w nim i z nim... czy tego chce czy nie. Muszę w końcu poczytać o tej żałobie w przeżywaniu strat z Polityki... Uspokojona trochę tym pisaniem kładę się taka tęskniąca, taka samotna i taka w połowie...

piątek, 2 marca 2012

Jego mama tańczy na moim grobie:(

Zawsze tak mówiłam. Zawsze. Jak mnie ktoś bezlitośnie pocieszał, że przecież nie będzie zawsze... W końcu przestanie mnie gnębić... Mówiłam wtedy... "No nie wiem... złość i nienawiść konserwują... boję się, że zatańczy na moim grobie". No i teraz tańczy. Jeśli Bartek twierdzi, że od momentu jej choroby, w czasie której nie byłam dla niego wsparciem rozpoczęło się nasze oddalanie... to właśnie tańczy... I to nie jest walc... to jest samba do cholery!
Naprawdę tak nie chciałam. Nawet mu o tym mówiłam... Że musiałam ją pochować za życia żeby móc być z nim. Wybrałam jego. Inaczej, żeby nie oszaleć z nią musiałabym zostawić jego. Więc o ironio żeby utrzymać ten związek zaniechałam z nią kontaktów... i z tego samego powodu związek zaczął się rozpadać. Nie chciałam jednak żeby myślał, że nie jestem dla niego wsparciem. Myślałam, że to wystarczy, że prałam jej coś, gotowałam... Nie odwiedzałam i nie dopytywałam, ale to nie ja... to mój umysł ją wymazał... to nie premedytacja i nie złośliwość, i nie nienawiść nawet, którą mi zarzuca... To nieobecność w głowie na którą pracowała latami. To forma obrony mojej psychiki. No i samba leci...

Jego szalik na mnie w Galerii Mokotów

No i jestem jednak chora psychicznie... Z miłości... Albo raczej przyzwyczajenia? Lęku? Ale o jakim przyzwyczajeniu mówię skoro go nie ma już 11 miesięcy? O przyzwyczajeniu do wyobrażenia o nim obok mnie chyba... Lęku przed czym skoro ze wszystkim się już zmierzyłam przez te 11 miesięcy? No więc miłość. Ale czy jest to możliwe żeby kogoś tak kochać? Mimo wszystko i wbrew wszystkiemu... A jeśli nawet to jak uchronić swoje dzieci przed taką miłością, dziedziczną jak dziś widzę? No bo skoro on się zaklina, że był zawsze uczciwy wobec mnie, tylko ja rozwaliłam wszystko swoimi chorymi podejrzeniami (różne choroby mam, ale tej raczej na pewno nie) to zaczynam znowu myśleć, że to ze mną coś nie tak i, że on taki biedny. I, że gdybym to idiotka inaczej rozegrała to by był dzisiaj ze mną a ja ze swoją kulką w brzuchu ze strachu o siebie i ten związek... Moja kulka w brzuchu była mi równie bliska jak on w czasie naszego związku. Ale pewne fakty mówią same za siebie. Żeby nie ześwirować z tym nadmiarem myśli i huśtawką nastrojów przed rozwodem to zaczęłam chodzić do psychologa. Po historii naszych wydarzeń Pani miała taką zatroskaną minkę, że myślałam, ze mnie adoptuje:) A ja pojechałam wybierać materiały do realizacji liftingu knajpki, którą robię z Julitą i w aucie znalazłam jego szalik. Pachniał już innymi perfumami, to już nie te, z naszych czasów, ale nie przeszkodziło mi to w rozryczeniu się na dobre. Po wyborze materiałów pojechałam do Galerii odreagować siedzenie w domu z chorymi dziećmi i połazić trochę chciałam... No i włączyłam Wawę. No i szlag by to trafił, bo znowu wszędzie tylko ja i moje wołanie...

Zatrzymaj mnie
Nie daj mi odejść
Zapomnę Cię
Nie będzie już nic 
Cienie we mgle
Jak znajdę drogę?
Jutro już nikt
A dziś jeszcze  my

To Ira. A zaraz potem Video i ich Papieros:

Przepraszam Cię ostatni raz,
Więcej tak nie chcę już się czuć
Zamykam oczy i czekam na Twój ruch 
A jeśli pójdzie coś nie tak
I siebie znać nie będziemy już,
Nie powiem jak mi Ciebie brak,
Bo nie ma takich słów ...

Jego szalik chyba będzie już mój. Ukryję go i zawsze będę mogła się przytulić... bo tego brakuje mi najbardziej. I ubrałam go i łaziłam w nim po Galerii.  Jakby mnie zobaczyła jego panna to ładną by mu zrobiła aferę. I bawiłam się, że się nic nie zmieniło... Ja wpadłam do Galerii w jego szaliku, a on z Dziewczynkami... Wrócę i się przytulę na TV albo w drzwiach, na stojąco, tak mocno... w takiej pozycji najłatwiej było mi się wtulić tak na maksa...
 
Taka ostateczność jaką jest rozwód mnie czekający tak strasznie i kategorycznie pokazuje mi, że to jest naprawdę finał i koniec. Ale przecież od dawna nie dawał mi żadnych złudzeń... To zapiera dech w piersiach w sposób dosłowny. Ale myślę i staram się trzymać tej myśli, że to najlepsze dla mnie rozwiązanie. Pożegnanie z moją kulką na dobre. W sumie kulka nie pozwalała żyć. Więc jak zniknie to dobrze, nie? Dzisiaj moja siostra uświadomiła mi, że to dlatego tak ciężko mi przez to przejść, że robię to wbrew sobie. Bo sobie robiąc dobrze przyjęłabym go z powrotem i wybaczyła... znowu. A przecinając to odcinam się od tlenu...tak czuje moje serce i domaga się ratunku... i się miota... Jak to dobrze, że on nie chce tego wybaczenia już. Co za destrukcyjna osobowość we mnie drzemie...Kupiłam dodatek do Polityki o rozstaniach wszelakich. Musze zapoznać się z rozdziałem Żałoba. I kupiłam nową książkę Wiśniewskiego. Uwielbiam poprzednie.


poniedziałek, 27 lutego 2012

Nie ma nas... to nie był sen...

Każdego dnia... Nawet teraz, kiedy mam nieustający stan podgorączkowy spowodowany pewnie emocjami jakie wywołuje we mnie zbliżający się rozwód mam to nieodparte wrażenie, odkrycie nowe właściwie każdego dnia... NIE MA NAS... TO NIE BYŁ SEN... A chyba najgorsza jest nie mijająca miłość, ale raczej wiedza, że to była jakaś gra, że nigdy nie było żadnej miłości...
A on na fecebooku umieścił cytat o tym jakie ważne jest życie rodzinne, duchowe i przyjaciele... Skąd w nim ta jasność? Może zwariował? 
Krążące plotki, że ona złamała jego karierę trochę mnie brzydzą a trochę śmieszą. Brzydzą gdy myślę o tym, że ja całe swoje życie i życie moich Córek dostosowałam do jego kariery... żeby miał czas i żeby miał spokój, i żeby mógł się rozwijać, i żeby mógł rosnąć w siłę. I jak go już tak wykarmiłam to on... taki twardy i taki męski, i taki nieugięty, taki oschły w obyciu, taki akuratny i taki poukładany... taki zawsze grający... Tak się właśnie zapomniał... I to mnie akurat śmieszy. Że tak mu się wymknęło życie spod kontroli... Tak nie zaplanował tego bzykanka albo tej miłości... I tak stracił po ludzku głowę w tym swoim szaro-burym grzecznym świecie... Biedny i głupi. Jak to niedaleko pada ... coś o owocu tam było... 

Ludzie o okrutnych sercach, zimni i wykalkulowani są niebezpieczni. Uposażenia swoich polis przepisałam na siostry. Jak mogłabym zrobić inaczej?... Okazało się, że jest mały... malutki... A na końcu i bez charakteru, nie wspominając o kręgosłupie moralnym...

Postawiony pod ścianą nawet kłamie... a do tego tak mało bystrze... Myślę sobie teraz akurat o tym jakie żałosne te jego kłamstwa... przy tym jego poczuciu wyższości intelektualnej nad wszelkim stworzeniem... Gdybym ja chciała go skłamać... nie wpadłby na to nigdy. Ja nie tylko wpadałam... co grzebiąc w tych historiach o kolegach, którzy mieli akcję charytatywną w Brazylii (a de facto on przebywał tam ze swoją byłą dziewczyną), o dziewuszce, która nie jedzie na imprezę (a nie tylko jedzie, co kłamie mi w słuchawkę, że nie ma go obok) i o innej, która nie idzie na inną służbową imprezę (a idzie i świetnie się z nim bawi), i o pannicy, z którą flirt nic przecież nie znaczył gdy siedziałam z sześciodniową Wiktorią w domu... do końca się zapierał, że to nic, że przecież tylko ja, że on nigdy... Ja mu pokazuję dowód, rachunek, sms-a albo bilety lotnicze a on swoje... że on nigdy, że przecież tylko ja, że ze mną jak nigdy z nikim... O Boże! Charakteropata! Socjopata! 
Jakoś teraz przypomniało mi się jego oburzenie, gdy jego najbliższy kolega wyraził się o mnie mega pozytywnie... o sile mojego charakteru, o przebojowości i byciu liderem przewyższającym Bartkowe liderowanie... Boże... aż poczerwieniał..., i tłumaczył dlaczego tak nie jest... Tak się kochał! To dobrze. Na koniec zostanie mu tylko ta miłość...

I zastanawiam się jeszcze czy zgadzam się z psychologią każącą mi kłamać swoje dzieci... pochlebnie wyrażać się o ojcu... nie karmić ich naszymi nieporozumieniami... Ale z drugiej strony gdzie jest ta granica ochrony? Dlaczego mam je kłamać w sprawie tego, że zawsze mu przeszkadzały? Że zawsze jego komputer, jego wypoczynek i jego zabawa były ważniejsze niż one... Dlaczego mam tłumaczyć, że nie dzwoni? Dlaczego ukrywać, że nie dba o swojego umierającego wujka? Dlaczego bagatelizować, że to nic, że nie zadzwonił do ich kuzynki na urodziny... jego chrześnicy? To chyba obowiązek odpowiedzialnego rodzica pokazywać dzieciom rzeczywistość, nawet okrutną? Przygotować na porażki, choć ich nie zapowiadać? Mam udawać, że nie wiem, że mówiąc im, że mnie kocha i trzeba nam czasu chroni siebie? Dlaczego nie zapytać czy Młoda Dziewczynka myśli, że można kogoś kochać i z nim nie chcieć być jednocześnie? Dlaczego nie zapytać czy Jej Mała Główka wyobraża sobie miłość bez przytulania, skoro Jej tata nie przytula mamy, ale twierdzi, że ją kocha? Dlaczego nie zapytać ile czasu można myśleć nad tym czy chce się z kimś być jej zdaniem? 
Nie mówiąc wprost, że Je kłamie, żeby nie zaburzać tej relacji słowami... Ale wiedząc, że kłamie nie powinnam chyba milczeć... Pomyślę jeszcze... I skonsultuję...

niedziela, 26 lutego 2012

No i Sylwia wyszla...

Biedna nie mogla uwierzyc w to wszystko... Naprawde wierzyla, ze tworzymy zwiazek idealny... Kurcze... Zastanawiam sie dlaczego taka bylam glupia i dlaczego wierzylam w te bzdurne tlumaczenia obrazajace juz samym pomyslem moj intelekt... Tu sie pojawia pytanie... Tak chcialam wierzyc czy tak kochalam...? Jak wychodzil z domu na impreze sluzbowa... Jak wyjezdzal na znienawidzona przeze mnie cyklowke... Nie moglam spac... Mialam kulke w gardle a pekajace serce jakos dziwnie roslo i rozsadzalo klatke piersiowa... Jakbym sie dusila... Ten ciagly niepokoj mogl byc powodowany wymyslami i choroba psychiczna...aalllleee jak ktos bliski wiedzac to nie stara sie pomoc to juz wystatczajacy powod...

czwartek, 23 lutego 2012

Jesli ona wszystkim jest co dzis masz...

Swiat zostaw w tyle jesli ona wszystkim jest co dzis masz. Swiat zostaw za soba, dume schowaj, biegnij za nia co sil. A kiedy dogonisz wez w ramiona zanim bedzie juz za pozno...
To tez Kayah. Przypomniala mi sie w ta bezsenna noc moja nadzieja sprzed prawie roku...zwiazana z ta piosenka... Jego kolejne klamstwo i jego odejscie mialo miejsce kilka dni przed premiera tej piosenki... Cala wiosne bardzo glosno ja spiewalam... Myslalalam, ze uslyszy...
Ale z drugiej strony... moze on wlasnie zostawil caly swiat za soba i pobiegl za nia uchwycic ja w ramiona...
Mysle sobie o tym jak mozna bedac w zwiazku miec poczucie, ze masz wszystko bedac jednoczenie nikim...

Kayah mnie zna?

Na złość...
Znów otrzepię się z kurzu i ruszę do przodu
Na złość...
Wzlecę w górę wysoko jak Feniks z popiołów
Choć ciągle kłamałeś to ja wierzyć chcę...
Choć serce złamałeś wciąż miłość w nim jest...
Jeśli Ciebie kochałam, pokocham znów kogoś...
Nawet jeżeli rundę przegrałam to mogę walkę wygrać z Tobą!
Na złość...
Na złość Tobie z upadku podniosę się znowu
Znów otrzepię się z kurzu...
Choć tak się starałeś to obcy mi gniew
Choć o zemście myślałeś, ja mścić nie chcę się...
Znowu z prochu powstałam by zacząć na nowo...
Nawet jeżeli bitwę przegrałam to mogę wojnę wygrać z Tobą...

To Feniks z popiołów, Kayah. Uwielbiam ją, za tekst i za interpretację. To pewnie dlatego, że nie mam kompletnie słuchu muzycznego... Zatem dobór słów w zdaniu, obrazowość wypowiedzi i zaangażowanie w tę wypowiedź są dla mnie tak ważne. Ją uważam niemalże za poetkę. To jest Moja Szymborska. I Mój Miłosz. I każdy tekst jest o mnie:) Kiedyś, na jakimś charytatywnym koncercie miałam okazję Ją poznać i ... nie mogłam zrobić kroku, nie mogłam wydusić słowa... Każde wydawało mi się za małe na to co czuję. I choć dzisiaj jestem 10 lat starsza nie wiem czy mój respekt do Jej słów i myśli nie byłby wręcz większy.
Dzisiaj mój nastrój jest dużo lepszy. Jakby pogodzona jestem ze światem. Dostałam w dupę za ten rodzaj bólu, który zadałam Markowi. Choć nie można tego porównać (broń Boże... nie mogłabym się malować, bo lustro nie wytrzymywałoby mojego spojrzenia...), ale jak w prawie... wielkość winy nie ma znaczenia... znaczenie ma ... sama wina. Choć byłam uczciwa i nie kłamałam to jednak wiem i wiedziałam wtedy również, że zadałam mu ból w samo serce. Tępym narzędziem. Bo kochał mnie taką dziecięcą miłością, którą ja zdeptałam. Myślałam, że tłumaczy mnie miłość większa... Nie wiedziałam, że to ona zdepcze mnie. Narzędzie okazało się jeszcze bardziej tępe... Rozumiem, że już jestem kwita z losem, he? Losie! Do nędzy! Teraz chcę spokój i rzekę miodu... Odpracowałam już zadany kiedyś ból? Obiecuję, że mnie też bolało... I też do utraty tchu... Wystarczająco? Poza tym jestem zwykłym, dobrym, uczynnym człowiekiem... No to chyba kwita?

Diamenty, Kayah

Czas wszystkim nam dodaje siły...
W człowieku jest Boga ślad
Nieskończoności jest znak
Światło na dnie, którego nie pokona mijający czas
Szlachetny kamień jak diament w sobie ciągle masz!

I ja wiem, choć może to brzmieć dość nieskromnie, że ja zawsze to światło szlachetnego kamienia miałam w sobie. Nie wiem jak to się stało, że jego niechęć i apatia nie zgasiły go przez lata, ale nie zgasiły... Miałam kótkie wrażenie, że i on się w jego blasku ogrzewa i nim oddycha..., ale widać nie tej temperatury oczekiwał... Czuję bardzo wyraźnie, że moje światło na dnie żarzy się jak nigdy dotąd...

Obserwuję ciągle rosnącą pomysłowość Dominiki... ze starej tapety wycina "ściany" i okleja mebelkami ze starego katalogu Ikea. I mój motor dał jej te narzędzia, ale całość jest jej pomysłem. Cieszy mnie obserwacja skuteczności moich działań rodzicielskich. Podsuwania jej czegoś i dawania wolnej ręki w użyciu tego czegoś. Również nieziemskie jest obserwowanie jak skutecznie miłością zarażam dwie Moje Dziewczynki do siebie nawzajem... Wiadomo, że są siostrami, bawią się razem i takie tam..., ale myślę, że to moja zasługa, że pierwsze pytanie każdej z nich rano jest o to, gdzie jest druga z nich... I kłócą się oczywiście..., ale wierzę, że jestem dobrą mamą i tak jak kiedyś zauważyła to Danka... manipulując odrobinę zachowaniem, sugestią, opowieścią... powoduję nakręcanie ich na siebie nawzajem... na miłość wobec siebie, na szacunek wobec siebie, na liczenie się z potrzebami tej drugiej. Bartka też notorycznie nakręcałam... na miłość do nich z kolei. Pokazywaniem jaki jest dla nich ważny i jaki im niezbędny..., żeby pieścic jego ego i, żeby zechciało mu się choć na moment oderwać wzrok od komputera.

Leci u mnie właśnie "Do diabła z przysłowiami", Kayah

Nagle nic chyba się nie zdarza...
Co ważne od lat jest w kalendarzach...
Wcale ja znaków nie widziałam
Ale wciąż ich wypatrywałam...
Nagle nie zbudowano miasta
Żaden las nagle nie wyrastał
Co nagle to po diable
Czyż nie tak mówi się?
Właśnie w ogrodzie dziś odkryłam strasznie ogromne drzewo...
Chyba, co nagle to po diable, lecz nie w tym rzecz...
Przecież nagle za oknami nie wyrosło drzewo
Tej niezgody między nami
Czemu nie widziałam tego
Jak rośnie cały czas
I rozdziela nas?
Burzy wszystko co zbudowała miłość
I nie nagle, bo po diable to by było
A tak nie...
Czarna pustka między nami nie wyrosła nagle...

No właśnie. Pewnie nigdy nie poznam odpowiedzi na pytanie gdzie ja wtedy byłam jak to nasze drzewo rosło... Albo raczej... dlaczego udawałm, że tego drzewa nie widzę? Jego korzenie rozrywały podłogę domu, w którym żyłam a jego gałęzie rozrywały moje serce... a ja ciągle czekająca z tą cholerną kolacją i tą cholerną wodą w wannie... dla zmęczonego męża.

No przecież ja naprawdę nie mogłam o tym nikomu mówić... bo drugiej takiej kretynki nie znam... i w końcu ktoś by mi to powiedział.
Czyli okazałam się podobnie żałosna jak Moja Mama. Zawsze obiecywałam sobie, że nigdy nie zrobię tak jak ona... gadała i truła o swoim nieszczęściu zatruwając oprócz swojego, również czyjeś życia... i jak już wylała wszystkie łzy to wracała do swojego piekiełka...
No! To naprawdę znalazłam lepsze rozwiązanie... Nikomu nie mówiłam nic i tkwiłam w swoim piekiełku cały czas... nawet bez tych chwil spuszczenia pary... czekając chyba aż mnie na Allegro sprzeda... żeby się pozbyć...

poniedziałek, 20 lutego 2012

Ale draniami byłam otoczona:(

Już sama nie wiem czy to ciągle miłość czy żal, że to ja go nie zostawiłam. Żal, smutek, niedowartościowanie... że przecież obiektywnie jestem lepszym człowiekiem i nie wolno ranić dobrych ludzi... Z drugiej strony to właśnie dobrych ludzi się rani... złych zranić nie można, to oni ranią. Zawsze wiedziałam, że nie jest dobrym człowiekiem... I chyba teraz bywam smutna i rozdrażniona często również z tego powodu... Że to on zrezygnował ze mnie... o ironio! A dla dobra wszechświata to ktoś powinien utrzeć nosa jemu. A ja dziecina zakochana wierzyłam, że stworzę mu dom jakiego nigdy nie miał i on to doceni... Nie pomyślałam, że dom taki będzie go dusił... jakby rybę z wody wyciągnąć i kazać pływać... Tak jak kiedyś ktoś powinnien nosa utrzeć jego matce... Nie stworzyłaby Demona na swoje podobieństwo!!! I wśród tego całego smutku to jest jedyna moja pociecha... ŻE BYŁAM JEDYNĄ OSOBĄ, KTÓRA POWIEDZIAŁA JEJ "DOŚĆ". Nie znam nikogo kto byłby tak niedobrym i wyzbytym uczuć wyższych człowiekiem. Tak zarozumiałym i tak grającym, udającym i nieszczerym. Poniekąd to bardzo dobrze, że nie żyje... wiem... brzmi strasznie..., ale z drugiej strony... moje dzieci narażone są tylko na nieludzkie zachowania swojego taty, których nie mogę już kontrolować. Gdyby ona pomagała mu w kształtowaniu moich dzieci to moja zwykłość, naturalność i poczciwość mogłaby nie zwyciężyć... A tak mam szansę, że moje dzieci nie będą stworzone na podobieństwo diabła. Wiem, że skręcało i ją, i jego, i, że poniekąd tym Mój Boski Małżonek Cudzołożnik tłumaczy wszem i wobec swoją decyzję o odejściu, ale to jest moja satysfakcja... taka prawda. I szkoda, że nie zrobiłam tak z nim. Wszechświat by zyskał i ja bym zyskała. A tak odgrzebuję wszystkie wspólne chwile szukając w nich miejsca, w którym mógł skłamać. Chciałabym żeby mi to kiedyś opowiedział... Jak to było, w którym momencie, od którego... Ale nie zdobędzie się na to... Zatem muszę zapomnieć, ułożyć w głowie jakąś na ten temat historię i trzymać się jej i żadnej innej nie dopuszczać... Nie rozgryzać kiedy jeszcze kochał a kiedy już nie... Bo przecież kochał cały czas... je wszystkie... A najbardziej siebie. I nigdy by się to małżeństwo nie skończyło gdyby nie moja decyzja o tym... o niezamykaniu oczu na kłamstwa i rozgrzebywaniu tego. Bo on, jak mamusia, w swojej hipokryzji widzi to tak, że przecież nie miał wyjścia... byłam niedobra, kazałam kąpać dzieci, interesować się nimi zamiast komputerem... No naprawdę. Rozłożyłam to małżenstwo! Dzieci na tym zyskały jeśli robi to wszystko dzisiaj szczerze... nigdy nie był taki nimi zainteresowany i taki kochający. Chociaż jak twierdzi, że odwożenie ich do szkoły co rano to dowód na jego zaangażowanie i super z nimi relacje to mną trzęsie... Nie ubiera ich, nie karmi, odbiera praktycznie gotowe w drzwiach... i tak codziennie, ale nic poza tym... to znowu ta hipokryzja wyłazi z niego.

piątek, 17 lutego 2012

Oddalenie wniosku o zabezpieczenie alimentów

Dostałam pismo. Ciekawy ten  świat adwokatów, kiedy piszą coś, żeby dostać status ODDALENIA, po czym piszą coś podobnego, dającego to, co chcieli od początku, uzyskać...
Smutna i wstawiona, choć nie często się to zdarza, widzę wyraźnie bardzo siebie... złamaną w pół... z tą swoją miłością karłowatą...  Kto by taką chciał?

Dziś są jego urodziny...

I wiem teraz, że my mieszkamy pod tym samym niebem
Moje niebo jest Twoim
A Jego niebo moim nie jest...

Boli... boli... boli. Zdarza się ciągle, że boli i piecze, i rozrywa, i... I tak jest dzisiaj. A dzisiaj są jego urodziny. Jak można tak źle ulokować uczucia? No jak? I jak uchronić przed podobną inwestycją Moje Dziewczynki? Mam za mało Porto... zdecydowanie. Zaraz napiszę oburzona do Agnieszki-darczyńcy!

Dostał pozew. Był zaskoczony, bo przecież strasznie mi pomaga przy komputerze... A ja taka nielojalna... I on nie rozumie mojego postępowania... Niesamowite? A ja go ciągle...
chcę jak wody spragniony...
Jak słów niemowa
Jak miłości chce młody
Jak ziemia życia...

I dlaczego gada Dominice, że będzie mnie kochał zawsze? Że trzeba czasu, żebyśmy mogli być znowu razem... Nie żebym się specjalnie karmiła tymi słowami, bo wszelkie złudzenia gaszę kubłem zimnej wody wspomnień o jego przewinieniach, ale żal mi naprawdę tych moich dzieciaczków. I siebie w tym wszystkim również... Bo nie dość, że sama muszę sobie poradzić z tym wszystkim, dzieciom pomóc przez to przejść, to jeszcze mam z jego strony kłody rzucane pod nogi w postaci tych jego szczeniackich kłamstw składanych na ołtarzu samoobrony szkodzących wymiernie mojemu dziecku. I instynkt macierzyński każe mi zabić! A z tyłu głowy nadzieja...

Ból znaczy tak długo a takie krótkie to słowo
Uczyłam złamane serce bić w górę i w dół na nowo

Mam dobre Porto od Agnieszki. Nie wiem jak dotrwam do rana jak się już skończy... I nie wiem jak dojdę po kota do lekarza... Bidulek ma usuwane zęby z powodu nadżerek. Moja Kocia Pociecha. Najlepsza inwestycja 1500 zł w moim życiu. Nawet Koźmiński nie był wart połowy zainwestowanych pieniędzy... A tu... voila! W każdym spojrzeniu, przytuleniu zwrot stukrotny.
A już myślałam, że:

Ocean wypłakanych łez dzisiaj już spokojny jest
Żeglować możesz jeśli chcesz, ja wysiadam dziś na brzeg...

Na demony w Twojej głowie
I nieważkość w każdym słowie
Obietnice daruj sobie...
Na słabości, które lubisz
Błędy, bo się z nich nie uczysz
Za to jak mnie smucisz...
Łzy na noce przechulane
I samotność tuż nad ranem
Serce zmarnowane...
I na wszystkie Twoje winy, które zrzucasz wciąż na innych
Żal mi Ciebie Miły

No chyba po kilku kieliszkach Porto mogę to wyjawić chociaż sobie samej...KOCHAM GO KURWA! Choć wolałabym wersję... niespełnienia, która zawsze lepiej brzmi... Ale nie... kocham go. Wiem, że niewarty jest najmniejszego, mojego, prawego uczucia, ale tak jest. I jako dobra matka myślę głównie nie o realizacji czy konsumpcji tych uczuć, lecz o tym, jak przed takimi niewłaściwymi uczuciami ochronić swoje córeczki... takie małe, a tyle muszące pomieścić złych wieści w swoich małych główkach... Jak im powiedzieć, który moment był tym, w którym straciłam swoją godność godząc się na za dużo...












wtorek, 14 lutego 2012

Cieszę się, że jestem tu gdzie jestem...

Zawsze wiedziałam, że nie jest dobry, uczynny, życzliwy. Ale zawsze ja byłam. I zawsze starałam się nadrabiać. I tłumaczyć. I wyprzedzać niezadowolenie. I próbować je uśpić. Nie mogę zatem mieć pretensji do wszechświata o to, że jestem w tym miejscu. Pretensję mogę mieć jedynie do siebie. Że wiedząc to - akceptowałam. Ale ja nie akceptowałam. Czyli jak to było, że było? Chyba miłość to tłumaczy. Kochałam. W pewien chory sposób dalej kocham. Choć serce pęka do dzisiaj jak wpada niczym piorun w głowę i wierci myśl o tym, że większość czasu miałam rację mając przeczucie, że kłamie. Dlaczego chciałam wierzyć? Przecież nie wierzyłam. 
Byłam z kimś na poważnie trzy razy. Trzeci był ostatni. Ale analizując przeszłość mogę powiedzieć, że były to wielkie miłości. Takie od początku do końca, takie prawdziwe, takie naiwne i takie na zawsze. I to jest chyba niebywałe szczęście widzieć tak teraz swoją przeszłość mimo tego, że ostatni rok nie szczędził mi wieści, które sprowadzały mnie do roli przedmiotu i kłopotu... Moja Kochana Babcia powiedziała mi kiedyś że o mężczyźnie świadczy to jak traktuje swoją matkę. I, że wielce prawdopodobne jest, że tak samo będzie traktował swoją kobietę. Jako młoda dziewczyna zwróciłam uwagę na te słowa, ale nigdy nie miałam potrzeby ich analizować. Jednak pamiętałam je zawsze. I jestem ich świetnym potwierdzeniem...
Byłam traktowana jako zło konieczne. Byłam okłamywana "dla własnego dobra". Mijano się z prawdą chcąc ukryć coś czego bym nigdy nie zaakceptowała. Można wręcz pomyśleć... przecież to dowód miłości! Tak też sobie to tłumaczyłam. I tak też mnie to tłumaczono. Dzisiaj wiem, że postępujesz tak jak nie masz kręgosłupa. Dzisiaj wiem, że postępujesz tak żeby nie dać z siebie nic, ale dostać wszystko. Dzisiaj wiem, że postępujesz tak, kiedy nie masz ochoty na życie, które Cię otacza, ale brak Ci jaj żeby je zmienić. Albo wtedy, kiedy chcesz mieć życie z bajki w wersji oficjalnej i drugie, twoje własne, tylko twoje, nigdy nie ujawniane, bo to przeciez odskocznia, bo ciężko pracujesz, bo musisz odreagować...
I myślę sobie, że w tym konkretnym przypadku miałam do czynienia ze specyficznym miksem rzeczywistości... myślę, że tak naprawdę to On nie chciał źle, nie chciał mnie zranić i nie chciał, żeby tak się to potoczyło. Tylko życie wymknęło Mu się spod kontroli. Stanowisko, wysokość wypłaty, poważanie, sukcesy, rozchichotane asystentki... Trzeba mieć twardy kręgosłup żeby nie uniosło Cię to nad ziemię. A nie miał. Zawsze był próżny i marka zegarka potrafiła mu powiedzieć o człowieku wszystko. Nigdy nie wygrałabym pojedynku z asystentką. I nie dlatego, że jestem gorsza. Tylko dlatego, że jestem w zasięgu, Taka zwyczajna. Bo "jestem za blisko by się śnić"... jak mawia Moja Kayah... I jestem przed kolacją, po kolacji, po zakupach, albo przed, sprzątająca, chowająca, wieszająca. Trzeba kochać siebie zwykłego żeby pokochać kogoś. I trzeba mieć charakter żeby cenić to co się ma, nie chcąc sprawdzać i smakować ciągle tego, co Cię mija... I cieszę się, ze w kontraście... ja jestem zadowolona... Może to skaza... ale ja jestem naprawdę zawsze zadowolona. Z wyjątkiem tych przypadków gdy mnie kłamie bliska osoba wmawiając mi, że źle widzę i źle czuję.
Zdecydowanie cieszę się, że jestem tu gdzie jestem. Nie zmieniona w zimną, pomarszczoną na duszy, obolałą i zakłamaną pokrakę. Nie jestem okaleczona. Nie jestem zarażona tą nienawiścią do ludzi, tą niechęcią do świata. Cieszę się, że jestem jaka byłam... że cieszą mnie pierdoły. Że poproszona o coś chętnie pomagam. A nieproszona wychodzę z propozycją pomocy. Że nie zostałam zmieniona poprzez "kontakt" tym zimnem i tą obojętnością. A nade wszystko, że nie dotknęła mnie Wróżka Egocentryzmu i Skupienia Na Sobie. Że rosnące potrzeby moich dzieci są dla mnie wyzwaniem a nie przeszkodą. Że żyjąc nie udaję i, że ciesząc się, nie pozuję.
Za to dziękuję opatrzności, kręgosłupowi moralnemu i wszystkim, którzy mieli wpływ na to, że jestem, jaka jestem.
Bo wiem na pewno, że ostatni rok mógł mnie bardzo zmienić. A to ja zmieniłam o nim wspomnienie.

sobota, 11 lutego 2012

Madonna w Warszawie w sierpniu.

No i bladego pojęcia nie mam po co mi o tym mówi. Madonna poprzednio była w Warszawie na lotnisku Bemowo. Byliśmy razem na tym koncercie. Uwielbiam Madonnę. I znam na pamięć. W czasie wakacji w Los Angeles namiętnie słuchaliśmy płyty z "Everybody comes to Hoolywood..."... i "American Life...". Choć "namiętnie" w tej sytuacji budzi raczej moje obrzydzenie. I nie żebym myślała, że to jego podchody, bo może Madonna scali tą rodzinę i pójdziemy razem... Nie, aż taka durna nie jestem... choć jestem bardzo... Po co rozważania te z siebie wypluwam zatem? Po co zatrzymała mnie ta myśl... po co ten sms zaprząta mi myśli? Z ręką na sercu - nie budzi to mojej nadziei. Ona umarła dawno. Teraz jest jakaś pustka. I brak seksu odczuwalny bardzo mocno...:) Więc? Nie wiem... może to kwestia tej bliskości jaką ciągle odczuwam... taka nieco patologiczna i chora, ale jakaś jej forma ciągle wobec niego jest we mnie. Choć generalnie w życiu staram się unikać osób stanowiących takie moje rozczarowanie, budzących taki mój niepokój i będący taką moją złą inwestycją. W tym przypadku jestem bez wyjścia. Chodzi tu o ojca moich dzieci, które go kochają i, którym... o zgrozo... potrzebna jest jego miłość... Powinien częściej je odwiedzać czy dzwonić... Bierze je czasem na weekend. Poza tym odwozi je codziennie do szkoły i żłobka. I twierdzi, że to jest dla niego bardzo ważne, bo ten rytuał to jest takie ich... Ale z drugiej strony zajmuje mu to godzinę, góra dwie. A reszta dnia? Pomijając ten idiotyzm, który pozwala mu sądzić, że ogromnie mi pomaga i stanowi to dla mnie takie wsparcie bez którego nie mogłabym się obejść to myślę sobie, że to strasznie smutne... muszę moim Kochanym Córeczkom nawijać jakieś brednie o jego zapracowaniu i wielkiej miłości. opowiadać, wspominać... Jak z jego okrutną Matką, o której pamięć dbam tylko ja... o ironio... synowa zrównywana notorycznie z błotem... Śliczny notes Nika zrobiła ostatnio... zainspirował ją suchy listek, który spadł z domowego fikusa w środku zimy... Uwielbiam ten jej otwarty umysł... i pielęgnuje w niej ten... lot nieziemski...

Panienki moje będą miały pianino w przyszłym tygodniu. Z jego zakupem to był czad, ale nie bardzo mogę to opisać i nazwać w tym miejscu, bo nie do końca jestem pewna braku inwigilacji mojej osoby:( Będą mogły trenować w domu, codziennie kilkanaście minut... Trochę to chodzenie do Hani jest uciążliwe, bo z jednej strony obciążająca jest myśl, że regularnie komuś przeszkadzamy... a z drugiej zawsze potem jeszcze zabawa, kłótnia, walka o powrót do domu... i tak w kółko... a ja kawę chcę... dychnąć... napisać coś...

poniedziałek, 6 lutego 2012

Smutek mojego Dziecka

Wieczorem, już w łóżku, Dominika była smutna. Zapytałam ją dlaczego. Odpowiedziała, że myśli o mnie i o tacie. Zapytana co myśli odpowiedziała, że nie może powiedzieć, bo się nie spełni. Łzy popłynęły mi same. Co ja powinnam zrobić w takiej chwili? Co ja mogę zrobić w takiej chwili? Żeby jej nie kłamać, ale żeby nie zabijać wiary w miłość... Powiedziała mi jeszcze, że ja to miałam fajnie, bo moi rodzice się nie rozeszli... Powiedziałam, że rozumiem jej smutek, że ja też go przeżywałam. Że teraz mi już lepiej, ale pierwsze miesiące były bardzo trudne dla mnie. Zapewniłam, że ją tata kocha nad życie. I, że to się nigdy nie zmieni. Ale ona już wie, że to się zmienia... Wcześniej mówiłam z nią o tym, że to się pewnie nie poukłada, że już minęło dużo czasu i to oddala bardzo ludzi od siebie... Powiedziała mi, że tata jej powiedział, że musi minąć dużo czasu żebyśmy mogli znowu razem być. Boże! Ja Cię pytam jak można robić coś takiego swojemu dziecku? Jak możesz się na to godzić... "gdzieśkolwiek jest... jeśliś jest..." jak mawiał poeta... I w tej Małej Główce Mojej Kochanej Córeczki, która mimo swojego młodego wieku doświadczyła już więcej niż chciałabym jej kiedykolwiek zaoferować, zaczęła się pewnie lawina rozważań i nadziei. Lepiej mu z tym, że ją tak dręczy? I gdzie jest ta jego cholerna Pani Psycholog? Zmarnowana kasa... 
Dzisiaj dowiedziałam się, że nie dzwonił do wujka na urodziny i imieniny. W Nowy Rok również nie. Jedyna jego rodzina. Bo mnie się pozbył... Aż mi wstyd było... dziwne... za niego... Bo ja o takich rzeczach pamiętałam i przypominałam jak byliśmy razem... ale uznałam, że dość... Jego wybór, jego nowe życie, przecież nie jestem jego sekretarką. Jakie to żałosne w świetle tego, że zabronił mi jechać do wujka w odwiedziny... Przecież to on nawet powinien w ramach wychowania i uczenia życia przypomnieć o tych urodzinach dziewczynkom... żeby wiedziały, żeby znały takie zachowania, żeby uczyły się relacji. Kto to ma dać dzieciom jeśli nie rodzice? W tej chwili u mnie ja sama... za dwóch.. albo... tak myślę, że za trzech nawet... Bo jak wyprostować przekonanie dziecka, że najbardziej wartościowe są drogie rzeczy? I jak nie zapaść się pod ziemię gdy zastanawiasz się w sklepie co kupić a Sześcioletni Anioł z pewnością na twarzy mówi Ci, że masz wziąć najdroższe rzeczy, bo tata mówi, że takie są najlepsze. I mówi to tak lekceważąco... nie zachowałam spokoju... odpaliłam jej, wykrzyczałam jej coś tam o wartościach i takcie... Jestem nie tylko sama, mam przeciwko sobie wojsko...

niedziela, 5 lutego 2012

Piosenka Markowskiej o 4 rano

No i Ona mi tu przed chwilą w 4 fun tv zaśpiewała, że...
"gdzieś tam na dnie został Twój ślad, Twoja uśmiechnięta twarz..., Twoja muzyka we mnie gra... Powiedz, że kiedyś uda się uwolnić duszę mą z uścisku Twoich rąk... Każdy deszcz, każda noc, ciepły dzień... jakby trochę magii ktoś odebrał im... Tam na dnie...moja łza, bo świat się pomylił"... 

Jakby mnie znała... Ja w ogóle mam wrażenie, ze wszyscy Artyści mnie znają, a na pewno moje życie...:) No kto co napisze to o mnie... Namówili się czy co? No nawet Moja Kayah Ukochana... teraz wpadł mi do głowy ten tekst...
" To przez ciebie on wraca do domu nad ranem, wierząc w jedno przepraszam za tysiąc złych słów... To przez ciebie jej płacz słyszę nocą zza ściany..."

Zastanawia mnie czy on w ogóle pamięta jakieś nasze wspólne chwile czy żałuje ich wszystkich i jak bardzo ważne jest to, że to On odszedł dla tej pamięci... Czy odchodząc chcesz zapomnieć czy starasz się pamiętać? Gdy ja odchodziłam chciałam pamiętać, ale teraz jest inaczej... przecież byłam przyczyną, skutkiem i esencją jego nieszczęścia... czyli może chce zapomnieć? Czasem jak na mnie patrzy widzę pustkę jakby patrzył na wskroś, żeby mnie nie widzieć za dobrze. I nie wiem czy to wyrzut sumienia albo raczej moja nadzieja na Jego wyrzut sumienia czy też rozpoczęty proces zapominania... 
Ale jak zapomni mnie nie zapominając o naszych dzieciach? I kiedy uwolnię duszę mą z uścisku jego rąk?

A Mój Kot jest wierny... Mój Kot jest kochający... Mój Kot jest zawsze przy mnie... Mój Kot nie chce żebym sama siedziała na telewizji, żebym sama spała też nie chce... I jest ze mną nawet jak na chwilę zmieniam pokój... I śmiało mogę powiedzieć sobie, że pewną gonitwę obstawiłam zdecydowanie źle, ale ta inwestycja była najlepsza, zwłaszcza w tym okresie, w którym z nami zamieszkał...