A w mojej głowie znowu ciągłe rozważania o nim, o mnie, o nas, o naszym... bądź co bądź życiu..., dzieciach, planach, lubieniach i nielubieniach, przyzwyczajeniach, obietnicach, kłótniach, wannach, śniadaniach i filmach, i wakacjach, i zakupach... A ja już myślałam, że to sobie ułożyłam i zapomniałam...
Czy to się kiedyś skończy?
I ta straszna tęsknota do tego żeby mnie przytulił... nawet taki zły i taki niedobry, i taki nieuczciwy... Mocno i długo... żebym mogła wypłakać w niego właśnie te wszystkie łzy jakie mi jeszcze zostały...
I ta obawa, że moi świadkowie powiedzą całą o nim prawdę tak dobitnie, że sąd da nam rozwód już na najbliższej rozprawie... a ja... jeszcze chciałabym się łudzić... I to zmartwienie żeby mu nie było za bardzo przykro z wymienną myślą o tym, że może gdyby to wszystko usłyszał to by zrozumiał...
Przypomnienie sobie tych kłamstw, sms-ów, złośliwości, niezadowolenia, znużenia i tego wyrazu twarzy, kiedy wiedziałam... pokazuje jednak boleśnie, że to nie miało sensu... Jednoczesne zdanie sobie sprawy z tego, że ten człowiek robił to pewnie z powodu wielkiego rozczarowania i wielkiej swej nie szczęśliwości nie pomaga. Ten człowiek, który był wszystkim... tak bardzo się ze mną męczył i taka byłam dla niego niewłaściwa. A ja go tak bardzo chciałam kochać.
Czy gdybym była inna mogłoby się udać? Czy mogłabym być inna? Lepsza? Właściwsza? I czy byłabym wtedy sobą? A czy warto być sobą skoro jest się wtedy niewłaściwym?
Ewidentnie rozmyślania te zaniżają moją samoocenę.
Jedyny raz pozwolę sobie w tym miejscu (i nigdy więcej) napisać jak bym chciała żeby było...
Chciałabym żeby zrozumiał, chciałabym żeby kochał jak w filmach, chciałabym żeby tak strasznie bał się rozwodu jako formy ostatecznego rozstania, że przyszedłby i prosił, przepraszał i tłumaczył, i obiecywał. Chciałabym żeby chciał być moim mężem nadal. Chciałabym żeby nie wyobrażał sobie życia beze mnie. Chciałabym żeby nie mógł wyobrazić sobie innego faceta przy mnie i żeby ta myśl nie dawała mu spokoju. Chciałabym żeby chciał tak chcieć.
Obojętność jego jednak wobec mnie nie pozwala mi tych myśli nawet zamieniać w marzenie.