niedziela, 25 marca 2012

Ochrona w Tesco zabiera mi kartę kredytową...

Tak!!! I o ironio byłam po zgrzewkę mleka dla Dziewczynek bo spijają je hektolitrami... Zgłosił kradzież karty i ją zablokował. Nie zamknął jej, nie obniżył kwoty do stówki żeby wyświetliło się na terminalu BRAK ŚRODKÓW, tylko zablokował... Musiał wiedzieć, że wyświetli się KARTA KRADZIONA, ZATRZYMAJ KARTĘ.

Wyszedł na wojnę, a on na wojnę wychodzi żeby zabić. A ja jestem wrogiem. Boję się.

Dzisiaj dziewczynkom dał tonę prezentów, byli na obiedzie w ich ulubionej restauracji, obiecał im remont pokoju w jego mieszkaniu.

Nie mam już problemu z tym, że go kocham. Za to jestem wdzięczna. Jednak teraz po prostu się boję. Zmieniłam zamki w drzwiach, hasła w komputerze i na wszelki wypadek uposażonych do moich polis. Teraz to moje siostry.


czwartek, 22 marca 2012

Rozprawa pierwsza...

Złożył pismo procesowe... W dniu pierwszej rozprawy. Chce rozwodu z mojej winy, bo byłam niewierna, nielojalna, nigdy nie byłam wsparciem w ciężkiej pracy i chorobie matki, traktowałam go jak sponsora swoich zachcianek... Co dzień okazywałam mu brak szacunku a co najważniejsze... nie było między nami więzi duchowej! Twierdzi, że zarabiam kilka tysięcy nieopodatkowanych złoty miesięcznie na swojej działalności stylizacyjno - aranżacyjnej. Chce dawać dwa tysiące złoty na dzieci. Napisał, że ma dowody. Też w postaci maila od mojej przyjaciółki. Jestem zdruzgotana. Następna rozprawa 14.06, powołana jest reszta świadków...

Okropne jest to, że przeciw komuś kto był dla Ciebie Centrum Świata musisz się zbroić... bo jego brak miłości może Ci odebrać dach nad głową... i jest mu wszystko jedno co z Tobą będzie i z Waszymi dziećmi...

Ciekawe jak rozwiąże sprawę świadków... Przecież ktoś musi potwierdzić moje zdrady... a ja, ta idiotka... wierna, czekająca i kochająca... Choć to nie tylko ciekawe... Przede wszystkim to strasznie, strasznie smutne, bolące i piekące... Jak przeczytałam to pismo to nie mogłam uwierzyć w to co czytam. Taka zawziętość, taki brak kręgosłupa, takie pójście w zaparte. I taki poziom kłamstw... Jak sobie z tym poradzę? Dzisiaj wbił mi nóż w samo serce.

Muszę go pochować, jak jego matkę, jeszcze za życia... i to całe zło, które na mnie spływa wprost z jego serca, głowy i rąk...

Nie zapytał nawet dzisiaj o dzieci, nie poprosił o kontakt, nie wniósł nawet w piśmie procesowym żeby ustalić z nimi spotkania... Oprócz ostatnich maili, pisanych pod publiczkę, na które nie odpowiadałam nie ponowił pytania o kontakt z dziewczynkami.

Opowiedziałam o całym zdarzeniu bliskim osobom... dostałam mnóstwo słów wsparcia i niedowierzania w taki obrót spraw...


wtorek, 20 marca 2012

Cher już o mnie nie śpiewa!!!

Obojętność jego nie robiła na mnie wrażenia. Kochałam i szukałam tego samego w jego oczach... Ale "Wypierdalaj kurwo!" coś we mnie odblokowało... Wracając dzisiaj ze żłobka robiąc pięciokilometrową trasę odchudzająco - ujędrniającą w butach Easy tone zdałam sobie sprawę, że Cher w słuchawkach już nie o mnie śpiewa! "All or nothing" nawet mnie nie smuci. Jeszcze w zeszłym tygodniu lałyby mi się łzy bez kontroli, bo wiedziałabym, że nie mogę mu tak powiedzieć, bo on chce "nothing". Taka smutna miłość bez wzajemności. A dzisiaj już nie ma miłości! Tak nagle? Jak to możliwe? "The music's no good without you" totalnie nie zrobiło na mnie wrażenia... no może nawet mnie lekko poirytowało. "Love is a lonely place without you" też nie do mnie. Uwolniłam się! Wystarczyła jedna "kurwa" za dużo i jestem wolna. Myślę o tym jak ochronić przed nim swoje dzieci, ale już nie o nim... Dziękuję Boże! O mnie jest tylko "I am strong enough to live without you". I tak niech zostanie!

W czwartek rozprawa. Jutro z odsieczą przyjeżdża moja rodzinka. Właśnie skończyłam sprzątać i jestem taka spokojna... że to właściwa decyzja. I pewność, że nikt nigdy więcej nie będzie mnie tak traktował!

I po tych cytowanych wyżej jego słowach zabrałam dzieci od niego i zamknęłam się na wszelkie z nim korespondencje. Na odchodnym powiedziałam tylko, że pecha ma, że ma Córki, bo chłopaka wychowywałoby mu się łatwiej... mógłby próbować stworzyć go na swoje podobieństwo skurwysyna... przynajmniej byłby szczęśliwy... to cel matki, nie? Zatem zaakceptowałabym to. Natomiast mając Córki - mówię do niego totalnie poważnie - musi je wychować tak, żeby opluwały takich drani jak ich ojciec z daleka, bo to cel ojca, nie? Wyraziłam obawę o postawę jaką przyjmie w procesie wychowawczym. 

Skłamał mnie. Po raz kolejny. Tak się zaczęła ta dyskusja zbawienna zakończona tą cudotwórczą "kurwą". Skłamał mnie totalnie bez sensu, już po wszystkim. Tydzień przed rozwodem. Spokojnym tonem powiedziałam mu, że te jego kłamstwa logiką i bystrością wołają o pomstę do nieba... i, że naprawdę nie powinien z taką wyższością intelektualną spoglądać na wszystkich dokoła, bo jego kłamstwa dowodzą jego inteligencji mocno poniżej przeciętnej:( I w tym stylu jechałam równo po jego kręgosłupie moralnym... o jajach nie wspominając... Obrażałam go każdym słowem w sposób tak logiczny, że poniekąd nie dziwię się, że puściły mu nerwy... Prostak zderzony ze swoim prostactwem. Mogło zakończyć się nie tylko szarpaniem...

Swoją drogą, mogę, wykorzystując fakt, który wpadł mi w ręce z powodu jego misternego choć nieskutecznego a żałosnego knucia, zaszkodzić jego dziewuszce bardzo wymiernie, służbowo. Zastanowię się jeszcze jak słodka będzie moja zemsta.

poniedziałek, 12 marca 2012

Wszechogarniający smutek

Zbliża się rozwód dużymi krokami i każdego dnia uświadamia mi, że to będzie koniec. I powoli zaczyna do mnie docierać, że nic dla niego nie znaczę. Nie wiem co pozwalało mi się łudzić, że jest czy będzie inaczej... Dociera do mnie, że nie patrząc na mnie, denerwując się na mnie gdy o coś proszę nie daje mi żadnych znaków... i nie ma w tym żadnego drugiego dna. Tylko nie patrzy, bo nie widzi. Denerwuje się, bo go drażnię. I choć nie mieści się to w moich standardach to chyba czas to zaakceptować. Że może ktoś Ci kiedyś bliski, nie tylko kiedy indziej być tak daleki, ale wręcz wrogi. I to tak strasznie smuci mnie i tak strasznie boli. I znowu płaczę. Poza tym, jak nie płaczę to mam taki smutek wypisany na twarzy, że głupio mi iść między ludzi. Taki smutek, taką miłość i takie rozczarowanie. Całą moc swoją włożyłam w to, żeby dzieciom było łatwo przez to przejść. I tak jest, (przynajmniej póki co...) Wika w ogóle nie pamięta, że on kiedyś z nami mieszkał a Nika mówi, ze to dobrze, że się rozwiedziemy, bo będziemy mieli możliwość znów z kimś się ożenić... I tak stworzyłam Demona!!! Tylko ja radzę sobie z tym coraz mniej podważając prawdziwość tego związku w ogóle... I wiem, że będzie lepiej, że się poukłada, że się wyprostuję, że zapomnę... ale teraz tak boli, że nie widzę nic innego poza tym bólem. Ta jego obojętność wobec mnie, samozadowolenie, mur jaki postawił między nami to ciągle nie mieści mi się w głowie, ciągle myślę, że wydarzy się coś, co pozwoli mi to zrozumieć, że się obudzę i wszystko będzie jak kiedyś. Poza wszystkim myślę, że nie zasłużyłam sobie, że nikt nie zasłużył sobie na takie odcięcie i takie niezauważanie, i taką obcość. Tak się pomyliłam? Chciałabym usłyszeć kiedyś "przepraszam, wiem, że strasznie bolało". I jeszcze chciałabym usłyszeć, że to nie była gra przez cały czas, tak jak jego zachowanie obecnie wskazuje..., że nie było tak, że poczuł moc i się wreszcie uwolnił, bo wcześniej się nie składało... Chciałabym wiedzieć, że był taki moment, w którym mnie kochał. Nie wiem po co mi to. Może chciałabym znaleźć jakieś uzasadnienie dla swojej miłości i wiary i pokładów wybaczania...

piątek, 9 marca 2012

Dzień Kobiet...

Zaowocował szampanem z truskawkami...
I rzewnymi, starymi, polskimi hiciorami z Foggiem i Ordonką na czele... (w gronie kobiet rzecz jasna)

To ostatnia niedziela
dzisiaj się rozstaniemy,
dzisiaj się rozejdziemy
na wieczny czas.
To ostatnia niedziela,
więc nie żałuj jej dla mnie,
spojrzyj czule dziś na mnie ostatni raz.


Będziesz jeszcze dość tych niedziel miała,
a co ze mną będzie - któż to wie...


To ostatnia niedziela,
moje sny wymarzone,
szczęście tak upragnione
skończyło się. 

FOGG MIECZYSŁAW


Szczęście raz się uśmiecha 
jeden raz tylko dłoń podaje
Gdy okazję tę ominiesz toś przepadł, to już zginiesz... 
Bo szczęście przyszło - mogłeś je mieć!

ORDONKA



A potem były wiersze...  i wierszowane piosenki:)

Bo ja jestem proszę Pana na zakręcie
Moje lewo to jest Pańskie prawo

OSIECKA/JANDA


Zatrzymaj mnie
Jeszcze pora
Jeszcze jest dzisiaj, nie wczoraj
Zatrzymaj mnie
Jeszcze pora
Przeczuj, że cały mój chłód grą
Jest jeszcze dzisiaj, nie wczoraj...
I może będzie jutro...

KOFTA


Ty jesteś ta sama
Tak piękna jak wtedy
Gdy było do siebie nam bliżej niż blisko
To było niedawno,
A mówi się KIEDYŚ
Już tylko się znamy. To wszystko.

KOFTA

Nie wiedziałam, że się serca tak ostudzą
Uwierzyłam, że umiera się parami


OSIECKA


Tak bałeś się miłości mej
A ja kochałam Cię mniej
Wystarczył mi Twój uśmiech i obecność . I więcej nic.
Poszedłeś sobie któregoś dnia. 
W tę stronę, gdzie los Cię niósł
I chociaż wziąłeś ze sobą płaszcz...
To w szafie był jeszcze gwóźdź...

... Ze ściany wyjęto gwóźdź...

Została pewność, że gwoździa ślad 
przedwczoraj jeszcze tam był...

KOFTA

Dopóki wierzysz we mnie miła
W tym jest moja wielka siła
Wszystko byś mi wybaczyła
Tylko jednaj rzeczy nie
Mogę wściec się i utytłać
Paść na mordę, bylem wytrwał
Byle małych świństw gonitwa
Nie wciągnęła mnie

KOFTA

Nie... nie możesz teraz odejść
Bierzesz mi ostatnią wodę
Żar pustyni pali mnie
Bezlitosna płowa pustka
Mam spękane suche usta
Pocałunek mój to krew
Nie... nie możesz teraz odejść
Jestem rozpalonym lodem
Zrobię wszystko tylko bądź...
Bądź, zostań jeszcze chwilę, moment
Płonę... płonę... płonę...płonę
Zimnym ogniem czarnych słońc...
Nie nie możesz teraz odejść
Popatrz listki takie młode
Nim jesieni rdza i śmierć
Nie... nie możesz teraz odejść
Póki cała jestem głodem
Twoich oczu, dłoni twych
Mów, powiedz, że zostaniesz jeszcze
Nim odbierzesz mi powietrze
Zanim wejdę w wielkie nic...
Bądź proszę Cię na rozstań moście
Nie zabijaj tej miłości
Daj spokojnie umrzeć jej 

OSIECKA/BANASZAK

czwartek, 8 marca 2012

Zaproponowalam mu sex...

Troche moze mnie tlumaczyc wielomiesieczny post... A troche na pewno kipiacy seksem Sponsoring obejrzany wczoraj w kinie... Ale nie chcial... Bo "pozwem zadalam mu cios a teraz chce z nim uprawiac sex i to wynaturzenie". Nie komentowalam jego wynaturzen. Ale pamietajac, ze mnie chociaz bylo w tym wzgledzie bardzo dobrze z nim wlasnie to pomyslalam, ze moze bedzie chcial tak bez emocji... fizycznie... Ale nie chcial. Widac uduchowiony jest teraz. Moja Pani Adwokat pyta czy ja chce tego rozwodu skoro go kocham... Ale ja chce tego rozwodu wlasnie dlatego, ze go kocham... I wiem, ze on nie kocha mnie. I musze z tym zyc. Zyc dalej. Zatem odciac go musze od siebie nawet tepa zyletka...

sobota, 3 marca 2012

Ten ból odbiera oddech...

I choć brzmi to dość patetycznie to tak właśnie jest... Boże... jak bardzo nie mogę oddychać... Ponoć mieszkają razem... I fakt, że może zasypiać przy kim innym po prostu jest nie do zniesienia!!! Nie wywołuję tych myśli specjalnie... Nie karmię się nimi, nie pielęgnuję. Same czasem napływają i zaraz po tym przypływie słyszę moje pękające serce, które wali o podłogę. Ile razy jeszcze może pękać na nowo? Ten rozwód mnie zabije. Ile łez jeszcze mogę wylać? Zdarza się, że żałuję dzisiaj, że złożyłam pozew, bo zbliża się dzień, po którym już nie będę mogła mieć nawet tej głupiej nadziei. Boże jakbym chciała żeby mnie kochał, żebym mu ufała, żeby mnie przytulił tak jak zawsze. Żeby mnie przeprosił. I żeby mnie błagał. I zła jestem na siebie o ten rozwód, bo utnie możliwość, że to się kiedyś stanie... W przeciwnym razie mogłabym czekać... Ale nigdy nie błagał i nigdy nie przepraszał... za wyjątkiem tych kilku razy na początku. Dlaczego ja po takim czasie ciągle mam nadzieję? Na co? Nawet jednym spojrzeniem nie pozwolił mi na to... Jutro wracają dziewczynki. Teraz są u niego. A ja mogę sobie płakać bez skrywania się po kątach... Klawiatura komputera może przyjąć dużo wody?

A miało być tak pięknie
Miało nie wiać w oczy nam
I ociekać szczęściem
Miało być sto lat... sto lat
A miało być tak pięknie
Miał się nam nie kurczyć świat
Ale przede wszystkim miało być sto lat... sto lat

Happysad też o mnie oczywiście...

Rozwód ostatecznie udowodni mi, że nie zrobi nic żebym nie odeszła... a ja tak bardzo chciałabym żeby było inaczej. Chciałabym, żeby on jej nie dał odejść w tej piosence... Ale chyba potrzebny mi taki arktyczny prysznic. Nie mogę marzyć o życiu. Muszę żyć marząc.I tu pojawia się myśl, ze przecież po rozwodzie też jeszcze kiedyś, potencjalnie... możemy być razem... Kayah ma taką piosenkę, w której mówi, że wolałaby żeby miał inną niźli miał zginąć, bo "zawsze mogłabym dzwonić gdyby było ze mną źle, on by słyszał tylko tajemniczy szept"... Chyba jednak wolałabym żeby zginął. Mogłabym żyć w swoim świecie swojej wielkiej miłości. Nie musiałabym się zmierzyć z niekochaniem. Zetknięcie z losem myślę jest łatwiejsze... Kolejna część tej piosenki jest jednak mi bardzo bliska...

Ze łzami na powiekach w kłębek zwinę się jak kot
a ta co mieszkała we mnie
po cichutku wyjdzie stąd
nigdy już nie będę nią bez jego rąk.

Jest tyle przecież słów,
których jeszcze mu
nie zdążyłam powiedzieć

Muszę znaleźć pracę. Moje internetowe pomysły dotyczące stylizacji nie bardzo wyglądają na potencjałowe... Boję się trochę korporacji, bo uwierzyłam już, że będę inaczej żyć, ale chyba naprawdę najlepszym wyjściem jest firma farmaceutyczna... na tym się znam... w tym mam doświadczenie, w tym byłam dobra. Będę miała kontakt z ludźmi, auto i te wszystkie bajery. Muszę zaczekać do pierwszej rozprawy i podjąć decyzję... Wspominałam Bartkowi, że nie mając mieszkania nie zostanę w Warszawie. Zarzuca mi, że pozbawię go codziennych kontaktów z dziećmi. Fajnie, że tak się nauczył je kochać, że chce je codziennie. I, że ja codziennie będę go widzieć... Może kiedyś się o mnie chociaż niechcący otrze... A może to będzie tak, że to ja poznam kogoś niebawem, otworzę się, zakocham, rozkocham, będę miała motyle... i to wszystko inne... Nie bardzo potrafię to sobie wyobrazić dzisiaj... ale może się zdarzyć, nie? Nie wyobrażam sobie żadnego faceta mówiącego mi, że wie lepiej, wpieprzającego się w moje życie, w to, co kupuję, piję, robię. Ale nigdy nikomu też nie dam już tyle ile dałam jemu. Nikt już nigdy nie dostanie mnie tak dużo. Czyli wracam do punktu wyjścia... wiem dziś, że część mnie na zawsze zostanie w nim i z nim... czy tego chce czy nie. Muszę w końcu poczytać o tej żałobie w przeżywaniu strat z Polityki... Uspokojona trochę tym pisaniem kładę się taka tęskniąca, taka samotna i taka w połowie...

piątek, 2 marca 2012

Jego mama tańczy na moim grobie:(

Zawsze tak mówiłam. Zawsze. Jak mnie ktoś bezlitośnie pocieszał, że przecież nie będzie zawsze... W końcu przestanie mnie gnębić... Mówiłam wtedy... "No nie wiem... złość i nienawiść konserwują... boję się, że zatańczy na moim grobie". No i teraz tańczy. Jeśli Bartek twierdzi, że od momentu jej choroby, w czasie której nie byłam dla niego wsparciem rozpoczęło się nasze oddalanie... to właśnie tańczy... I to nie jest walc... to jest samba do cholery!
Naprawdę tak nie chciałam. Nawet mu o tym mówiłam... Że musiałam ją pochować za życia żeby móc być z nim. Wybrałam jego. Inaczej, żeby nie oszaleć z nią musiałabym zostawić jego. Więc o ironio żeby utrzymać ten związek zaniechałam z nią kontaktów... i z tego samego powodu związek zaczął się rozpadać. Nie chciałam jednak żeby myślał, że nie jestem dla niego wsparciem. Myślałam, że to wystarczy, że prałam jej coś, gotowałam... Nie odwiedzałam i nie dopytywałam, ale to nie ja... to mój umysł ją wymazał... to nie premedytacja i nie złośliwość, i nie nienawiść nawet, którą mi zarzuca... To nieobecność w głowie na którą pracowała latami. To forma obrony mojej psychiki. No i samba leci...

Jego szalik na mnie w Galerii Mokotów

No i jestem jednak chora psychicznie... Z miłości... Albo raczej przyzwyczajenia? Lęku? Ale o jakim przyzwyczajeniu mówię skoro go nie ma już 11 miesięcy? O przyzwyczajeniu do wyobrażenia o nim obok mnie chyba... Lęku przed czym skoro ze wszystkim się już zmierzyłam przez te 11 miesięcy? No więc miłość. Ale czy jest to możliwe żeby kogoś tak kochać? Mimo wszystko i wbrew wszystkiemu... A jeśli nawet to jak uchronić swoje dzieci przed taką miłością, dziedziczną jak dziś widzę? No bo skoro on się zaklina, że był zawsze uczciwy wobec mnie, tylko ja rozwaliłam wszystko swoimi chorymi podejrzeniami (różne choroby mam, ale tej raczej na pewno nie) to zaczynam znowu myśleć, że to ze mną coś nie tak i, że on taki biedny. I, że gdybym to idiotka inaczej rozegrała to by był dzisiaj ze mną a ja ze swoją kulką w brzuchu ze strachu o siebie i ten związek... Moja kulka w brzuchu była mi równie bliska jak on w czasie naszego związku. Ale pewne fakty mówią same za siebie. Żeby nie ześwirować z tym nadmiarem myśli i huśtawką nastrojów przed rozwodem to zaczęłam chodzić do psychologa. Po historii naszych wydarzeń Pani miała taką zatroskaną minkę, że myślałam, ze mnie adoptuje:) A ja pojechałam wybierać materiały do realizacji liftingu knajpki, którą robię z Julitą i w aucie znalazłam jego szalik. Pachniał już innymi perfumami, to już nie te, z naszych czasów, ale nie przeszkodziło mi to w rozryczeniu się na dobre. Po wyborze materiałów pojechałam do Galerii odreagować siedzenie w domu z chorymi dziećmi i połazić trochę chciałam... No i włączyłam Wawę. No i szlag by to trafił, bo znowu wszędzie tylko ja i moje wołanie...

Zatrzymaj mnie
Nie daj mi odejść
Zapomnę Cię
Nie będzie już nic 
Cienie we mgle
Jak znajdę drogę?
Jutro już nikt
A dziś jeszcze  my

To Ira. A zaraz potem Video i ich Papieros:

Przepraszam Cię ostatni raz,
Więcej tak nie chcę już się czuć
Zamykam oczy i czekam na Twój ruch 
A jeśli pójdzie coś nie tak
I siebie znać nie będziemy już,
Nie powiem jak mi Ciebie brak,
Bo nie ma takich słów ...

Jego szalik chyba będzie już mój. Ukryję go i zawsze będę mogła się przytulić... bo tego brakuje mi najbardziej. I ubrałam go i łaziłam w nim po Galerii.  Jakby mnie zobaczyła jego panna to ładną by mu zrobiła aferę. I bawiłam się, że się nic nie zmieniło... Ja wpadłam do Galerii w jego szaliku, a on z Dziewczynkami... Wrócę i się przytulę na TV albo w drzwiach, na stojąco, tak mocno... w takiej pozycji najłatwiej było mi się wtulić tak na maksa...
 
Taka ostateczność jaką jest rozwód mnie czekający tak strasznie i kategorycznie pokazuje mi, że to jest naprawdę finał i koniec. Ale przecież od dawna nie dawał mi żadnych złudzeń... To zapiera dech w piersiach w sposób dosłowny. Ale myślę i staram się trzymać tej myśli, że to najlepsze dla mnie rozwiązanie. Pożegnanie z moją kulką na dobre. W sumie kulka nie pozwalała żyć. Więc jak zniknie to dobrze, nie? Dzisiaj moja siostra uświadomiła mi, że to dlatego tak ciężko mi przez to przejść, że robię to wbrew sobie. Bo sobie robiąc dobrze przyjęłabym go z powrotem i wybaczyła... znowu. A przecinając to odcinam się od tlenu...tak czuje moje serce i domaga się ratunku... i się miota... Jak to dobrze, że on nie chce tego wybaczenia już. Co za destrukcyjna osobowość we mnie drzemie...Kupiłam dodatek do Polityki o rozstaniach wszelakich. Musze zapoznać się z rozdziałem Żałoba. I kupiłam nową książkę Wiśniewskiego. Uwielbiam poprzednie.